wtorek, 25 lutego 2014

Z jak zatrucie

Ciągle coś. Tym razem ja choruje.
Musiałam się czymś zatruć.
Albo za szybko chciałam wprowadzać nowe rzeczy do diety.

Poprzedniej nocy też mnie bolał brzuch (Miniuś także nie spał za dobrze),
ale to co się tej nocy działo to jakaś masakra.
Mały się budził co dwie godziny - męczyły go gazy.
A mnie strasznie bolał brzuch.
Z kolei rano myślałam że z tronu nie zejdę....

Nie mam ochoty jeść ale wciskam w siebie potrawkę z ryżem, indykiem i marchęwką.
Marchew dobrze działa w takich sytuacjach.
Staram się dużo pić, żeby się nie odwodnić.

Jestem ekstremalnie słaba. Aż boję się nosić Małego...
Dodam zdjęcie bo nie mam siły dalej pisać....


Najwspanialsza rzecz na świecie, to ten oto uśmiech... !!!





poniedziałek, 24 lutego 2014

Dieta dla karmiących

Od razu piszę, że nie jestem ekspertem w dziedzinie diety kobiet karmiących. Opowiem jedynie jak to wygląda w moim przypadku.

Na początku - jeszcze w szpitalu byłam kompletnie rozkojarzona, wyczerpana, także nie zwracałam uwagi na to co jadłam. Wciskałam w siebie to co było na talerzu (żeby nie stracić pokarmu), bez zbędnych ceregieli. A jedzenie szpitalne... wiadomo. Podział był tylko na jedzenia dla "cukiereczków" czyli cukrzycowych  mam i dla całej reszty. Nikt nie myślał o diecie eliminacyjnej dla mam karmiących. Także raz się zapomniałam (w głowie miałam nadal dietę dla ciężarnych cukrzyczek) i zjadłam sałatkę warzywną = pierwszą kolkę przeszliśmy w szpitalu... i to taką że płakałam razem z Jarusiem. Wiedziałam już że mam kolkowego chłopca.

Przeszłam na ścisłą dietę która polegała na:
- jedzeniu potraw lekkostrawnych czyli gotowanych, na parze, duszonych itd,
- wykluczeniu z diety wszystkich potraw uchodzących za ciężkostrawne lub wzdymające (czyli smażone dania, kapusta, fasola, groch, majonez itd)
- nie jedzeniu potraw uważanych za silne alergeny czyli jaja, czekolada, cytrusy, truskawki, orzechy...
- wykluczeniu z diety potraw kwaśnych takich jak barszcz na zakwasie i inne kwaśne zupy, wszystko co zawiera ocet itd.
CZYLI (przez pierwsze dwa miesiące) moja dieta składała się głównie z:
- chudych mięs i wędlin
- białego pieczywa (razowe i inne mogą wzdymać...niestety)
- niewielkich ilości masła/margaryny/olejów
- gotowanych, niedoprawionych niczym buraczków
- gotowanej leciutko posolonej marchewki
- na deser: biszkoptów/herbatników/sucharków/sernika
- nabiał*
i... to w sumie wszystko.

Także w tamtym roku była pierwsza gwiazdka podczas której byłam głodna... Na rybę nawet nie miałam ochoty, także jedyne co, to zjadłam trochę sernika....

Jednak wydawało mi się że nawet gdy trzymam się diety Jarusiowi nadal dokuczał brzuszek. Wiele razy wątpiłam w słuszność tej diety (nadal wątpię), wiele razy miałam tej diety po dziurki w nosie, bo ile można jeść ciągle marchewkę lub buraki (a do głowy wpadała myśl "to już w ogóle wolę nie jeść", ale szybko rozwiewałam te myśli, bo w końcu trzeba jeść aby mieć mleko), ALE wiadomo - jeżeli jest choć mała szansa na ulżeniu dziecku, to czego się nie robi...

Po ok dwóch miesiącach zaczęłam wprowadzać niektóre potrawy np. surowe warzywa, niektóre owoce np. jabłka, trochę tych alergizujących rzeczy i odrobinę mogących wzdymać np. brokuły - bacznie obserwując reakcje Małego.

Od początku czwartego miesiąca podobno można jeść normalnie....
Mam nadzieję że po przekroczeniu 3 miesięcy kolki miną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie tam ze względu na dietę, bo to mało istotne - ze względu na Lelka...
Choć i tak Jaruś jest dzielny, bo nie płacze gdy ma wzdęty jak balon brzuszek, tylko marudzi, nie może zasnąć i ulewa, ulewa i jeszcze raz ulewa (czasem wręcz chlusta).

 * Nabiał może być przyczyną reacji alergicznej u dziecka czyli skazy białkowej. W przypadku podejrzewania alergii należy odstawić mleko i jego przetwory na tydzień (obserwować dziecko), po czym po tygodniu wypić 0,5 l (zalecana dzienna porcja) mleka na raz, obserwować dziecko, po czym wyciągną odpowiednie wnioski... W razie potwierdzenia alergii - zgłosić się do lekarza!!!

To tyle jeśli chodzi o dietę dla karmiących... Mam nadzieję że komuś pomogłam....

poniedziałek, 17 lutego 2014

I love dad




No tak jakoś mamę naszła ochota na sesyjkę...

Ostatnie zdjęcie pt "self shoot", gdzie bufet zajmuje pół zdjęcia i przysłania Syna :-/

A w sumie to... "We <3 dad" !!! :-*

sobota, 15 lutego 2014

Zdjęciowe zaległości

Przez ten cały szpital i inne przygody nie miałam nawet chwili aby dodać zdjęcia.
Także nazbierało się troszkę zaległych fotek, które właśnie tutaj wrzucę :-)

 Przedspacerowy Misiuniu w ramionach taty :)


 Huśtawka to wspaniały wynalazek <3


Spacerowa mama ujęcie 1 :)

Spacerowa mama ujęcie 2 :)


Miłego dnia!

czwartek, 13 lutego 2014

Wojna wygrana

Jak się cieszę, jak się cieszę, jak się cieeeeeszęęęęę - bakteria pokonana!!!
Dziś jedziemy na ostatnią dawkę antybiotyku, a jutro do odebrania wypis.

Dopiero teraz, bo w międzyczasie wyszła bakteria w moczu, ale
badanie było wykonane przed podawaniem antybiotyku
(na wynik posiewu czeka się dwa dni, także wynik nie musi być aktualny),
także trzeba było powtórzyć badanie. Bakterii brak.

Ufffff....

Koniec wenflonów, bolesnych badań, lekarzy gburów, czekania na decyzje.
Koniec ciasnej świetlicy, jeżdżenia dwa razy dziennie na antybiotyk..
Koniec moich nerwów, stresów i braku apetytu (choć kręgosłup nadal boli).


Wracamy do normalnego życia. Nareszcie!!!!

Szpital to nic fajnego.......

PS. Ciekawe jak długo będziemy odsypiali ten cały stres i chaos... Bo od paru dni padamy z Lelusiem jak muchy i śpimy snem susłowym ;)
PS1. Od paru dni przesypiamy noce :) od 20/21 do 4/5 !!! Śpi w nocy mimo dłuuugich drzemek w ciągu dnia. Oby to były zmiany na dłużej.

poniedziałek, 10 lutego 2014

The winner is... WYNIKI DRUGIEGO ROZDANIA (URODZINIWEGO)!!!

Krótko. Zwięźle i na temat.

ROZDANIE WYGRYWA,,,, Wiola W
Gratulacje!!! 
Skontaktuję się z Tobą mailowo :)

Reszcie Uczestniczek życzę szczęścia na kolejnych rozdaniach, bo to na pewno nie ostatnie - obiecuję że nagrody będą coraz lepsze! ;-)


Pozdrawiam cieplutko!!!


Jak w wojsku

Jaruś został przyjęty do szpitala.
Zrobiono mu badanie krwi, badanie (pobranego cewnikiem) moczu.
Wyniki posiewu za dwa dni, reszta wcześniej.
Już teraz Leluś dostaje antybiotyk, na wszelki wypadek
(trochę tego nie rozumiem ale niestety nie jestem lekarzem).
I... Dostaliśmy przepustkę - jak w wojsku.
Bo się uparłam...
No kurcze - bez sensu żebyśmy leżeli w szpitalu i czekali na wyniki.
Tym bardziej że Leluś nie był szczepiony, a wiadomo jak to bywa w szpitalach...
Także jesteśmy w domu. Ufff...
 Za dwa dni wyniki badania...

Moje szpitalne przemyślenia wyglądają tak:
- Pełno chorych dzieci, bardziej chorych niż Jaruś - wcale mnie ten fakt nie pociesza (aż się serce kraja!!!)
- Lekarze jacyś tacy sami młodzi...
- Niby wszędzie się trąbi aby nie przegrzewać dziecka a na oddziale... sauna!!! Chyba 30 stopni albo i więcej! Byłam zlana potem. A Jaruś nie mógł przez ten upał usnąć... Masakra! Po powrocie do domu pierwsze co to rzuciłam się do łazienki i pod prysznic.
- Doba pobytu rodzica w szpitalu kosztuje 40 zł... drogo... w dodatku jak za TAKIE warunki.... Śmiech na sali. Choć w sumie bardziej mi się chciało płakać...
- Opowieści jakie krążą wśród rodziców mrożą krew w żyłach - pomylone leki, brudne probówki... O zgrozo...
- W mojej sali była dziewczyna z synkiem. Najpierw poznałam jej siostrę, bo siostra ją zmieniała. Nie znałam całej sprawy z bliska, ale wydaje mi się że jej siostra była o wiele bardziej przejęta losami malucha niż jego własna mama. Jakoś tak... Dziwnie. Nie chcę jej oceniać z góry bo nie znam całej sytuacji, no ale ... jaka mama wychodzi ze szpitala żeby odpocząć i zostawia dziecko pod opieką siostry w dniu w którym dziecko ma operację???!!! W życiu! Ja sobie nie wyobrażam! Ale my to chyba inny przypadek ;) Ekstremalnie inny ;) Ja - mama kangurzyca, Jaruś - mały kangurek. Tak jakby nasza pępowina nie została wcale przecięta... Jest nadal, tyle że jest niewidzialna.


Pan Wenflon :(

Uciekam bo musimy się kąpać i na 21 do szpitala na antybiotyk...


PS. Jutro wyniki rozdania !!! 

niedziela, 9 lutego 2014

Widmo

Znów w badaniu pojawiły się bakterie.
Tydzień temu w badaniu ogólnym w szpitalu ich nie było,
teraz znowu są, a przecież zmieniliśmy laboratorium...

Jedziemy do szpitala, znowu...
Zapytamy co dalej mamy z tym robić i jak to wszystko rozumieć.
Raz bakteria jest, a raz nie ma?
Chcę żeby nas przyjęli.
Jak widmo szpitala ma nad nami tak wisieć,
a spawa ma się przeciągać to już niech nas przyjmą...

Boję się że niepotrzebnie nas ostatnio odesłano ze szpitala.
A co jeżeli infekcja zaatakowała już nerki?

Mam jednak nadzieje że to jakiś błąd,
że mocz jest tak na prawdę czysty,
że próbka, kubek albo coś było zanieczyszczone,
że to jakaś pomyłka, albo mój błąd przy pobieraniu....

Niech to się wreszcie skończy!!!!

PS. Zakończenie rozdania zostanie przesunięte do momentu naszego powrotu ze szpitala (o ile nas przyjmą).
Za utrudnienia przepraszam!!!!

piątek, 7 lutego 2014

Niech się wypłacze?

Ostatnio była u mnie fryzjerka. Zamieszanie z fryzjerką jak nie wiem. Najpierw umówiłam się na poniedziałek, później musiałam przełożyć, bo szliśmy do szpitala. Następnie znowu się chciałam umówić,
bo jednak do szpitala nie poszliśmy - odesłali nas do domu, ufff... [Ponieważ w szpitalu badanie moczu wyszło dobre. WTF? Poprzednie laboratorium nawaliło czy o co chodzi? Dzisiaj kolejny raz pobierałam mocz, nie obyło się bez ofiar - zostałam obsiurana... i to nie raz...]
W końcu umówiłam się z fryzjerką na środę. Teściowa miała się zająć Małym, ale coś tam jej wypadło.
Musiałam sobie jakoś poradzić (i pewnie że sobie poradziłam)! Była to fryzjerka mojej teściowej.
Po roku przerwy od fryzjerów zaufałam jej bo teściowej włosów nie... schrzaniała.
Umawiając się do niej przez telefon na poczekaniu usłyszałam melodyjkę która sprawiła że prawie się rozłączyłam "No nie dogadamy się..." - pomyślałam, no ale dzwoniłam dalej, bo staram się nie oceniać ludzi z góry (choć miałam jakieś tam przeczucie że miło z nią czasu nie spędzę, ale ważne żeby zrobiła swoje i tyle) i w końcu się umówiłam.

No i już mi robi włosy, Mały siedzi w huśtawce i się chichra, a my rozmawiamy.
Ze strony fryzjerki nie było zachwytu dzieckiem - ok, nie każdy musi nad Jarusiem piać.
Rozmowa zeszła na dzieci. A że widać że to nasze oczko w głowie, a że pewnie będzie rozpieszczany i blebleble...
Leluś po dłuższej chwili siedzenia w huśtawce (w brudnej pieluszce jak się okazało) zaczął popłakiwać.
A od fryzjerki usłyszałam słowa "Niech się wypłacze, będzie miał zdrowsze płuca". Dodała jeszcze: "Jak moi chłopcy byli mali to dawałam im się wypłakać. Oczywiście gdy nadchodził czas karmienia to karmiłam, ale tak to pozwalałam im płakać". No i tu przekonałam się że moje przeczucie było słuszne - że się NIE DOGADAMY. Nie jestem za tym aby zostawiać dziecko samemu sobie żeby się "wypłakało". O nie nie nie... Dałam to jasno do zrozumienia, także rozmowa się urwała.
Dodatkowo włosy nie były zrobione tak jak chciałam, tematy do rozmów niby były, ale coś się nie kleiło... No i Pani odbyła pół godzinną rozmowę przez telefon z przyjaciółeczką podczas gdy ja czekałam aż ona skończy i to mi było głupio (a nie jej) że będąc u klientki gada przez telefon o pierdołach.
NO LUDZIE!!!! Sama pracuje w usługach. Tak się nie robi!!! A że tanio też nie było...
Nieważne. Nigdy więcej!!! I tyle. Wracam do sprawdzonej fryzjerki po znajomości i już.

Muszę dodać, że Jaruś był baaardzo grzeczny. Podczas wizyty fryzjerki Leluś siedział sobie w huśtawce albo w bujaczku, spał pół godzinki na podusi (a nie u mamy w ramionach, szok :D), śmiał się gdy miałam suszone włosy oraz gdy fryzjerka zmywała mi farbę. Kochany mój <3

BTW. Marzą mi się czarne (tak, czarne - lubię czarny) bodziaki z napisem "Moja mama nie potrzebuje dobrych rad". Przydałyby się. Najlepiej kilkanaście. W różnych rozmiarach...

PRZYPOMINAM O ROZDANIU!!!! KLIK

niedziela, 2 lutego 2014

List do Syna

Drogi Synku!

Już jako mała dziewczynka miałam wyobrażenie siebie jako młodej mamy, mamy syna. Marzyłam o synku, którego pokocham nad życie. 29.11.13 r gdy przyszedłeś na świat moje marzenie się spełniło. Ale nie, to nie wtedy Cię pokochałam. Kochałam Cię już wtedy, gdy o Tobie tylko marzyłam. Kochałam Cię już wtedy, gdy przeczułam, że się Ciebie spodziewam.
Jesteś moim skarbem. Spełnieniem moich marzeń! Prawdziwym cudem! Nie jestem w stanie nawet pojąć, objąć umysłem tego jak bardzo Cię kocham! Od kiedy jesteś na świecie czuję że moje życie ma sens, że jestem na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Zwyczajnie czuję się spełniona. 
Szczerze Ci powiem, że troszeczkę przeraża mnie to jak bardzo Cię kocham! Przeraża mnie, ponieważ boję się, że Cię za bardzo rozpieszczę, a przecież chciałabym żebyś był samodzielnym, odpowiedzialnym, silnym mężczyzną. Zrobię co w mojej mocy, aby Cię dobrze wychować!
Pamiętaj Synku, że jaki byś nie był, jakiej decyzji byś nie podjął - ja zawsze będę Cię kochać! Tak samo. Niezmiennie. Wiecznie.
Pewnie myślisz sobie, że postradałam zmysły, że oszalałam. Ale wiedz tylko jedno - zrozumiesz, gdy sam będziesz miał dzieci... 

Kocham Cię nad życie!
Twoja na zawsze - Mama.