środa, 22 października 2014

Wymarzone prezenty na Roczek - pomysły, inspiracje...

Wzbraniałam się przed tym wpisem, wzbraniałam.... sama nie wiem czemu.
W końcu to fajny sposób na ułożenie listy i poukładanie w głowie.
Chwila na wybranie konkretnych produktów.
No i... świetna ściąga dla Rodziców, którzy mają przed sobą organizacje Roczku dla dziecka.
O, albo ściąga dla gości Rocznego solenizanta :-)
To także sposób na skorzystanie z Waszej nieocenionej wiedzy. Bo może Wy też coś polecicie???

My marzymy o:

  • Foteliku - Recaro Young 9-36 kg. Ważne żeby był bezpieczny. Tak czy inaczej przymierzaliśmy się do kupna nowego fotelika, ale już wiemy, że to będzie prezent na który złoży się parę osób.


  • Rowerku - to już też mogę odhaczyć, bo wiem, że jeden z (trzech!) dziadków chce kupić. Rowerek bezpieczny, wygodny dla Jarusia ale i dla mnie (w końcu jestem wysoka), z różnymi udogodnieniami jak np. torby, kieszonki, parasol lub daszek itd.
Np. takim:

  • Torbie do wózka - czarna (beżowa to była pomyłka z porażką...brudna i nie da się doprać) i pojemna :-) No i marzy mi się taka choć trochę ładna... w końcu to moja druga torebka ;) A może nawet by była na tyle pojemna i ładna, że zastąpiłaby mi torebkę? :D W końcu bez Jarusia się nigdzie nie ruszam...
    (fotka z allegro)
    Tak... ta ze zdjęcia mi się marzy. Ale jest...  bardzo droga.

  • Zestawie obiadowym - sztućce, talerzyk i kubek. Np. Zoopreme. Tu też już mogę postawić haczyk, hehe :-)





  • Ciuszki - jako że Synu baardzo szybko rośnie potrzebujemy ciuszków 92 w górę... Bodziaków nigdy za wiele ;) To już wiem, że dostaniemy, ale chyba każde ilości ubranek się przydadzą... 92, 98, 104...

  • Zagłówek - czy jak to nazwać? Taką poduchę żebym mogła włożyć do wózka, żeby Jarusiowi było wygodnie. To już też wiem że mogę odhaczyć :-)
 No takie coś:

  • Szafka np. z Ikei - ta do organizacji zabawek... Bo za zabawki podziękujemy... Jest ich mnóstwo. Trochę dostaliśmy, trochę jest po mojej siostrze. Także one akurat nie są na naszej liście życzeń. No chyba że jakieś wyjątkowe, edukacyjne.... :)
  • Eletroniczny aspirator do nosa - sama kupię, bo sezon na gluta do pasa w pełni, także nie wytrzymam... Pojadę do hurtowni i kupię.
  • Nocniczek :-) Też kupię sama. Niech małoletni się oswaja ;)
  • Kubek niekapek 360 Lovi.
  • Zabawki - koniecznie z certyfikatami, z dobrej jakości materiałów. Najlepiej edukacyjne... Nie wiem - szczeniaczek uczniaczek? Aktywne klocki? Jeździk? Czy jeździk to jeszcze zabawka? ;) Byle nie chodzik ;) Trochę zabawek już dostaliśmy także myślę że już wystarczy...

To chyba tyle...
Może macie jeszcze jakieś propozycje?
Albo o czym Wy marzycie dla Malucha?


PS. Doszły zaproszenia. Znów miałam łzy w oczach. Na roczku Sedinki (narzeczonej Jareckiego) też się wzruszałam. Hormony czy rozchwianie emocjonalne? :D

PS1. Wiadomo w urodzinach nie chodzi głównie o prezenty, liczy się obecność. Ale i tak każdy czuje się w obowiązku, aby coś kupić. Szczególnie Maluchowi ;) Także... chyba lepiej kupić coś co się przyda i Dziecko będzie korzystało z tej rzeczy, niż coś, co zaraz zostanie sprzedane/oddane, lub będzie zalegało w szafie. No czyż nie?

piątek, 17 października 2014

Dysplazja bioderek - KU PRZESTRODZE !!!!

Dziś nie napiszę o Jarusiu. Ani o sobie. Ani o M...

Napiszę Wam kilka słów o dysplazji bioder u dzieci, oraz przedstawię w skrócie historię Julci - córeczki mojej serdecznej koleżanki z forum słodkich mam.


Czym jest dysplazja?
Ciocia Wiki mówi, że jest to "wada wrodzona stawu biodrowego o nie do końca poznanej etiologii, polegająca na niedorozwoju panewki stawowej; jedna z najczęstszych wad wrodzonych spotykanych w populacji europejskiej, częściej u noworodków płci żeńskiej".

Dysplazja może dotyczyć obu, lub tylko jednej kończyny. Istnieją trzy typy dysplazji (właściwie cztery, ale pierwszy to niestwierdzenie dysplazji), gdzie IV typ to najcięższa możliwość.
Plik:Hip dysplasia - schematic.jpg 
Diagnozę można postawić po wykonaniu badania ultrasonograficznego stawu biodrowego.
ALE objawami, które powinny rozbudzić naszą czujność są: ograniczenie odwodzenia w stawie, zwiększona rotacja wewnętrzna kończyny w uszkodzonym stawie, zmniejszona ruchomość kończyny, tzw. objaw pompowania, widoczna asymetria fałdów tłuszczowych u noworodka: udowych, pachwinowych i pośladkowych (w razie niepewności najlepiej niezwłocznie udać się do lekarza do poradni preluksacyjnej).

I uwaga! Nie leczenie prowadzi do powstania "biodra koślawego" (a przy tym koślawego chodu) i innych zwyrodnień...

A na czym polega leczenie?
Na zakładaniu dziecku uprzęży, np. uprzęży Pawlika, poduszki Frejki, albo szyny (rozwórkę) Koszli.
Nie należy się bać tych nazw. Owszem - noszenie uprzęży czy szyny na pewno nie jest w pełni komfortowe, ale myślę że warto docenić to, że dysplazja została w porę wykryta i nie jest potrzebna operacja.
Wiem też, że odpowiednie noszenie w chuście ma także działanie korygujące. Z TYM ŻE noszenie w chuście nie jest tak łatwe jak mogłoby się wydawać, dlatego w tej kwestii warto by było zasięgnąć więcej informacji, udać się na kurs chustonoszenia, wiem też że są warsztaty, spotkania w grupach, filmy instruktażowe, a nawet konsultanci od tych spraw...

Teraz ta ważniejsza część, czyli historia mojej koleżanki i jej córci:
Jak Julcia się urodziła, to jeszcze w szpitalu miała wykonane usg główki i brzuszka. Marzeniia (mamusia Julki) była szczęśliwa że wszystko jest ok. Wyszły do domu z wypisem ze szpitala na którym były podane wytyczne - co robić po powrocie do domu. Każde dziecko dostaje taką karteczkę przy wypisie.
Na skierowaniu była m.in informacja, że należy się umówić na usg bioderek ok 6 tygodnia życia dziecka. 
Z tego co pamiętam - to badanie dotyczy wszystkich dzieci, jest profilaktyczne.
Położna która odwiedziła Marzeniię powiedziała, że lepiej się umówić już teraz, bo na termin czasem trochę dłużej się czeka. I faktycznie, na NFZ dziewczyny by czekały aż do 9 tygodnia życia, więc skorzystali z tatusiowego pakietu medycznego i umówili się tak jak w szpitalu nakazali - na ok 6 tydz. 

Co stało się dalej? Pozwolę sobie zacytować Marzeniię:
"Poszliśmy na Usg myśląc - rutynowe badanie, luzik. Niestety po przyłożeniu aparatu usg Pan dr. stwierdził dużą dysplazję 3 stopnia i że mamy kupić szynę Koszli - córka będzie to nosiła przez 3-4 mies .... Jak ja płakałam , strasznie to przeżywałam . Wróciliśmy do domu i po ochłonięciu stwierdziłam ze chce skonsultować diagnozę z innym lekarzem."

Marzeniia znalazła jednego z lepszych lekarzy na Pomorzu zajmującego się właśnie dysplazją. Parę dni po wstępnej diagnozie udała się na wizytę. I tutaj znów zacytuję:
"Pan dr potwierdził diagnozę i zapytał się czemu tak późno przyszliśmy ( to był 7 tydz. życia Julci) a my na to, że tak mamy w zaleceniach ze szpitala .... Na to Pan Doktor, że to nie czasy za Gierka, że żeby stwierdzić dysplazję trzeba było robić Rtg - teraz są super aparaty i widać dysplazje już po narodzeniu"
 

Marzeniia była wściekła (i w ogóle jej się nie dziwię!!!), bo przecież w szpitalu robili usg główki, brzuszka, czy tak ciężko było przystawić aparat do bioderek???


Gdyby dysplazja była wykryta wcześniej, np. w drugim tygodniu życia leczenie trwało by zaledwie dwa tygodnie, bo jest tak, że zazwyczaj leczenie trwa tyle, ile dziecko ma w chwili stwierdzenia choroby, jedynie przy cięższym przebiegu może trwać drugie tyle.

Także Julcia przez 12 tygodni nosiła szynę. Przez 6 tygodni 24h/dobę, a kolejne 6 12h/dobę. Ja osobiście sobie tego nie wyobrażam... Jaki to dyskomfort. Dla dziecka i dla mamy...

Marzeniia ma wielki żal do służby zdrowia do szpitala, czy przychodni, w końcu gdyby ktokolwiek jej powiedział, że im szybciej tym lepiej, to by nie czekała na wizytę na NFZ, tylko umówiła córcię na wizytę prywatną. Ile mniej cierpienia!!!
Podejrzewam, że w szpitalu albo nie wykonano badania, albo badanie nie wykryło nieprawidłowości (tak się ponoć zdarza). Z tym że w późniejszym czasie bystre i wprawione oko lekarza lub położnej powinno wychwycić jakieś przesłanki do wykonania badania...
Na szczęście Julka nie znosiła leczenia aż tak źle, jej mama to o wiele gorzej przeżyła.

Niestety czasu już nie cofniemy, dziewczyny przeżyły swoje - bardzo im z tego powodu współczuję. Jest mi przykro, że świeżo upieczone mamy nie są informowane, nikt się na nich nie skupia, nie dostają tak istotnych informacji od lekarzy, położnych i pielęgniarek. 
ALE... mam nadzieję, że ta notka będzie przestrogą dla przyszłych rodziców. Że komuś zapali się czerwona lampka, że komuś ten post się przyda i że jakieś dziecko (i rodziców) uchroni przed długim cierpieniem... 

Jakie wnioski?
- Warto sprawdzić na wypisie ze szpitala czy badanie bioderek zostało wykonane i jaki był wynik badania. Jeżeli wyniku nie podano, to najlepiej spytać lekarza...
- Jeżeli wynik nie był jasny, to warto zachować czujność. Szczególnie w przypadku dziewczynki!!!
- Gdy coś nie pokoi np. gdy dziecko chętniej używa jednej z nóżek, lub gdy czujesz przeskakiwanie w biodrze - najlepiej umówić dziecko na wcześniejszą (niż zalecana) wizytę. 


A czy Wy macie jakieś doświadczenia związane z dysplazją?
Chciałybyście coś dodać?
Piszcie śmiało w komentarzach!!!

środa, 8 października 2014

WYPRAWKA - jak teraz to widzę? Co tak na prawdę się przydało?

Post na specjalne życzenie.
Czyli wyprawka z dzisiejszej perspektywy i zastanawianie się co tak na prawdę się przydało, a co nie...

Pod lupę wezmę mój wpis sprzed ciąży z zakładki "Wyprawka"



1. Łóżeczko - Na pytanie "Jakie łóżeczko wybrać?" nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy od naszych możliwości (np wielkości mieszkania), od naszego stylu życia i jeszcze wielu innych czynników.
My mieliśmy trzy łóżeczka, więc mogę się wypowiedzieć szerzej...
Była Lulka (czyli kołysko-łóżeczko), ta poniżej:
  Świetnie nadaje się dla małego (rozmiarami) dziecka. To dobre rozwiązanie dla osób, które są pewne (choć to po porodzie i tak się może zmienić), że dziecko będzie spało w swoim łóżeczku, w swoim pokoiku. Plusy są takie, że kołysko-łóżeczko jest ładne, głębokie (jak gondola), ma wspaniałą pozytywkę i organizer na dole. Minusem jest to, że posłuży maksymalnie 6 miesięcy (przy mniejszym dziecku dłużej, przy większym krócej), jeżeli jednak chcemy postawić "Lulkę" obok łóżka i chcemy widzieć dziecko, to nie mamy takiej możliwości, chyba że obniżymy ją do granic możliwości, wtedy natomiast odkładanie dziecka będzie przykre dla kręgosłupa.
Druga opcja to kosz tzw kosz Mojżesza. Można go przysunąć do łóżka, zajmuje mało miejsca, jest śliczny, przytulny, można go łatwo przenieść (nasz miał rączki po bokach), ale też nie posłuży zbyt długo, zależnie od rozmiarów dziecka, no i u Nas nie zdał egzaminu, bo i tak Jaruś w większości przypadków spał z Nami.
Trzecia opcja to łóżeczko ze szczebelkami. Najlepsza z możliwych, bo posłuży na dłużej - najpierw jako łóżeczko, a później także jako "kojec" i dzięki szczebelkom - narzędzie do nauki wstawania. Plusem jest też to, że widać dziecko gdy śpi. Gdy Maleństwo urośnie wystarczy zamontować owijacz, żeby nie obijało się w nim np. główką. Minusem są duże rozmiary, większe niż w opcjach powyżej.
Można też zrobić tak jak my - dosunąć łóżeczko do dużego łóżka. Jaruś śpi ze mną i jest zabezpieczony przed upadkiem z łóżka, a jego łóżeczko służy nam jako kojec, kolejną "stację" w ciągu dnia (pewnie wiecie, albo dowiecie się o czym mówię ;)) 
2.Akcesoria do łóżeczka
 - materacyk - ekspertem nie jestem, ale myślę że najlepiej sztywny i jak najbardziej naturalny, 
- prześcieradło 2szt - 2/3 szt w zupełności wystarczą, w końcu nawet gdy dziecko ulewa, to w pierwszych miesiącach pralka chodzi non stop, także prześcieradło z łatwością wyschnie...
- poduszka - generalnie dla dzieci nie stosuje się poduszek, ALE przydatny okazał się coś jak okalacz - kawałek materiału z wyższymi brzegami - zabezpieczał główkę przed uderzeniem o tył przewijaka. 
- klin - przy ulewającym dziecku jest to "must have"
- pościel oraz wszelkie poszewki  - teraz widzę że jest to zupełnie zbędna rzecz. Lepiej od razu przyzwyczajać dziecko do śpiworków, w których dziecko czuje się bezpiecznie, a w z których się nie wydostanie, nie rozkopie i nie odkryje. Z tym że trzeba zacząć od razu, bo później (tak jak Jaruś) może być ciężko gdy dziecko jest przyzwyczajone do swobodnego wierzgania nogami.
Jeżeli jednak ktoś chce zwykłe kołdry, to polecam ze dwa zestawy w razie jakby jeden się zalał. To samo jeśli chodzi o poszewki...
- owijacze do łóżeczka - najlepiej jak najwyższe i jak najdłuższe, bo na początku małe dziecko stale obija się o szczebelki. Szczególnie głową. Czasem myślę nad kaskiem, hełmem, albo chociaż czapką noszoną stale na głowie....
3. Mebelki
- Komódka - baaardzo przydatna rzecz! Jaka? To już rzecz gustu i zasobności portfela.
- Szafa - można kupić taką typu Mamut z Ikei z tym że ona jest typowo na malutkie ubranka, gdy dziecko urośnie trzeba się pozbyć szafy, bo ubranka się nie mieszczą na wieszakach... Także to opcja tylko na jakiś czas. Może lepiej od razu kupić zwykłą, normalną szafę? Decyzję pozostawiam Wam.
- koszyczki -  znacznie ułatwiają organizację przestrzeni przy przewijaku
4. Przewijak  
50x70, z możliwością montowania na łóżeczko - świetna sprawa
5. Wanienka i gadżety kąpielowe

Wanienka na stojaku to świetne rozwiązanie dla wysokich osób i ich kręgosłupa. Niestety - dziecko szybko z niej wyrasta, no i zaczyna chlapać i opcja kąpieli w pokoju odpada. Trzeba też mieć miejsce na taki dodatkowy gadżet w domu.
Myślę że lepszym rozwiązaniem jest wanienka nakładana na dużą wannę. Trochę trzeba się schylać, ale za to odchodzi konieczność noszenia i wylewania wody... Ale i z takiej wanny dziecko prędzej czy później wyrośnie. Wtedy, gdy dziecko stabilnie już siedzi - przydaje się albo krzesełko do kąpieli, albo mata antypoślizgowa. Ja uwielbiam krzesełko, bo Jaruś jest bezpieczniejszy, M. z kolei woli matę, także na pytanie co wybrać też nie jestem w stanie jednoznacznie odpowiedzieć.
 Termometr do wody jest przydatny. Chociażby dla komfortu psychicznego rodzica - że nie oparzy dziecka... Później człowiek dochodzi już do wprawy i sprawdza łokciem lub tylko ręką.

6. Wózek

"U nas jest to Mutsy Urban Rider. Duża krowa na dużych pompowanych kołach, ale myślę że sprosta naszym oczekiwaniom... Oby ;) Gondola czerwona (tak, czerwona gondola dla chłopca), mamy też spacerówkę w kolorze kawy z mlekiem. Torba na razie brzydka - tymczasowa, poszukuję torby idealnej :)
Mamy także zestaw śpiworków do wózka (i gondoli i spacerówki), ochronkę na deszcz, oraz moskitiere.
W planach jest także zakup większego koszyka do wózka..."
Tak pisałam jeszcze przed porodem...
Mutsy na prawdę się u Nas sprawdziło. Gondola była wspaniała, nie miałam do niej zastrzeżeń. Może jedno - Jaruś szybko z niej wyrósł... Przeskoczyliśmy na spacerówkę troszkę szybciej niż powinniśmy - z przymusu.
Duże pompowane koła to strzał w dziesiątkę. To istna "terenówka". Mogę jeździć nim po każdej powierzchni - sprawuje się wspaniale. Z łatwością mogę go prowadzić jedną ręką. Wiem, że nowsza wersja Mutsy z kołami o różnej wielkości nie jest tak dobra, tak "terenowa".
Spacerówka od Mutsy ma ten sam minus co gondola - Jaruś szybko z niej wyrósł... Aktualnie dotyka głową daszka od spacerówki i nie wiem jak to rozwiązać... Będziemy jeździć bez daszka?...
Bardzo przydatnym wózkiem jest też wózek spacerowy typu Parasolka.
My mamy akurat Graco, ale firma nie ma znaczenia... Parasolka to wózek który jest świetny do zabierania w podróż, lub jako stały element wyposażenia bagażnika - tak jak u nas.
Ja osobiście wybierając parasolkę zwracałam uwagę na takie rzeczy jak:
- jaki jest limit wagowy (w Polsce często zaniżają i piszą że do 15 kg, a tak na prawdę można wozić do ok 30 kg - chwyt, aby wózek był tańszy - jak chcecie to napiszcie, to Wam to wyjaśnię)
- czy ma pas z zapięciem 5 punktowym
- czy ma "okienko", aby móc zaglądać na dziecko
- duży koszyk
- pojemniczki i tackę dla mamy i dziecka

7. Fotelik samochodowy
U Nas jest to Mutsy. Fotelik można także montować na stelażu do wózka - bardzo przydatna rzecz.
Niestety jak zwykle - Jaruś szybko z niego wyrósł, ale to po prostu wynika z tego, że Jaruś jest spory - takie geny ;) Na razie mamy fotelik tymczasowy. Niedługo kupimy nowy - najważniejszym kryterium wyboru będzie oczywiście bezpieczeństwo.
A jak już jesteśmy przy środkach transportu...
8. Nosidełko 
  Nosidełko Quinny - nie przydało nam się w ogóle... Nie wygodne, Jaruś zbyt dużo waży, także kręgosłup mi po tym siadał. O wiele lepiej sprawdziła się u Nas chusta. Zwykła, tkana. Trzeba tylko pamiętać żeby bardzo dokładnie i mocno wiązać chustę, mocno dociągać i dopasować rodzaj wiązania do wieku i umiejętności dziecka...

9. Ubranka itp.
O ubrankach pisałam tutaj, także nie będę się powtarzać ;)
Wymienię tylko ogólnie: body, pajacyki, kaftaniki, rompersy,
śpioszki, spodenki, bluzeczki, sweterki, rożki, skarpetki, czapeczki,
 pieluchy tetrowe i flanelowe, pieluchy wielorazowe, śpiworki,
śliniaczki, kocyki, ręczniki, łapki niedrapki, szaliki...
Zarówno grubsze, jak i cieńsze, większe, mniejsze - do wyboru do koloru :)
TERAZ stwierdzam, że przy ulewającym dziecku ciuszków chyba nigdy nie będzie zbyt wiele...
Z drugiej strony lepiej się wstrzymać z kupowaniem na zaś. 
Przecież sklepy są otwarte - zawsze można potrzebne rzeczy dokupić - samemu, lub kogoś wysłać do sklepu.
Wymienie Wam ubranka, które u nas, ale podkreślam U NAS najbardziej się sprawdziły. Bo to jest tak, że każdy rodzic wybiera sobie swój zestaw ubranek. Jednemu pasują takie, drugiemu inne.
Body były (i są) jako koszulki lub jako bielizna, pajacyki były jako piżamki (i są do tej pory), rompersy były rzadko przez Jarusia używane i przez to nie za bardzo je lubi, bo przyzwyczaił się do innych ciuszków. Np. do spania nie ma mowy o rompersie - ma być pajacyk i już.
Kaftaniki i bluzeczki w pierwszych miesiącach życia się nie sprawdziły, bo podczas noszenia na rękach ubranka się podwijały. Za to teraz sprawdzają się całkiem nieźle, bo Jaruś jest już znacznie mniej noszony.
Śpioszki też się u nas na początku nie sprawdziły, dopiero teraz czasem do chodzenia po podłodze mu zakładam jako dodatkowa para spodenek chroniąca przed zimnem podłogi.
Spodenki uwielbiam! Szczerze uwielbiam! Uwielbiam małe dzieci w spodenkach, bluzeczkach i innych "dorosłych" ubrankach, ten widok mnie rozczula.
Czapki i szaliki się przydają, ale musimy walczyć z notorycznym ściąganiem czapek - tak wiem, to normalne, pewnie przejdzie (już powoli przechodzi)...
Pieluchy tetrowe i flanelowe, tak samo jak śliniaczki (w ilościach hurtowych) się bardzo przydały, w dużych ilościach, przy naszym Ulewaku...
Śpiworki się nie przydały, bo na początku nie było potrzeby, a teraz jest już za późno, bo Jaruś nie jest przyzwyczajony i gdy tylko jest w śpiworku to wierzga jak dziki.
Kocyki... ich miałam trochę za dużo, parę sztuk w zupełności wystarczy.
Ręczników może być więcej od kocyków. Bo np. jadąc na basem warto mieć ze sobą parę sztuk, żeby po wyjściu z wody owinąć dziecko suchym egzemplarzem.
 Niedrapki... nie przydały się, bo były ściągane. No i w domu szybko obcięłam pazurki.
Rożki się przydały ale tylko na samym początku, gdy jeszcze nie czułam się pewnie nosząc tak małą istotkę. Później służyły jako kocyki, ale przez krótki czas, bo były za malutkie na naszego Wielkoluda.


10. Suszarka do ubrań
Suszarka 3-poziomowa,
zajmująco o wiele mniej miejsca niż standardowe suszarki.
Idealna do suszenia małych ubranek :)
Na prawdę się przydała.
11. Mata edukacyjna
Mata edukacyjna wystarczy jedna. Przydały się natomiast narzuty, albo bardzo duże maty - rozkładam je na podłodze, więc Jaruś ma swój plac zabaw.
12. Kosmetyki
O kosmetykach pisałam już: TU
oraz TU.
Ogólnie wymienię: płyn/emulsja do kąpieli, krem/mleczko do ciała, krem pielęgnacyjny do buzi,
krem na wiatr i niepogodę, kosmetyki przeciw odparzeniom,
ewentualnie oliwka - jeżeli planujecie wykonywać masaże.
Najważniejsze są: krem przeciwodparzeniom, płyn/emulsja do kąpieli, krem z filtrem, oraz na wiatr i niepogodę. 
Przy normalnej, niealergicznej skórze wystarczy jeden kosmetyk np. emulsja lub krem do ciała i tyle.

13. Pampersy
" No wiadomo ;) Po co, na co - każdy wie. Nie wiem tylko czy zostaniemy przy Pampersach, czy przeskoczymy na Dady czy inne takie. Przetestuję, to zobaczę."
Na początku używaliśmy Pampersów białych Premium na noc, bo są bardziej chłonne, a na dzień Dady z Biedronki, bo tańsze, a wiadomo że i tak pieluszkę się często zmienia.
Teraz, szczerze - zależy od promocji... Jak są promocje na Pampersy to je bierzemy. 
Ale najczęściej używamy pieluszek Dada.
Nie uczulają, dobrze chłoną, a są tanie. W końcu to tylko pieluszki...
ACHA - nie ma co kupować milionów paczek pampersów na zapas, bo promocja.
Dziecko na prawdę wyrasta prędzej niż nam się wydaje...
 Gdy pampersy już uwierają, dziecko systematycznie przesikuje, kupka wypływa, lub gdy pieluchy nie zakrywają całej dupki, to należy przeskoczyć na wyższy rozmiar. Kg na paczkach to tylko orientacyjny rozmiar...
14. Mokre chusteczki
"Nivea tylko ze względu na opakowanie, a nie na jakość chusteczek ;)
Będziemy używać różnych...
Niedługo musimy zrobić zapasy mokrych chusteczek, żeby na początku 100% swojej uwagi poświęcić Synkowi, nie martwiąc się że chusteczki, pieluszki albo inne bajery się kończą..." - tak pisałam...
Najczęściej używamy Nivea albo Fitti, lub takie nowe z Netto w 3 paku... 
Pampersa chusteczek i Dada nie używam bo im nie ufam..
A co do pojemnika takiego jak na zdjęciu - lepszy pojemnik mają chusteczki Babydream z Rossmana - groszowa sprawa bo ok 7 zł i mamy pojemnik plastikowy i paczkę chusteczek. 

Dopiero chusteczki są tym, co można kupować w milionach sztuk... ALE najpierw najlepiej sprawdzić które będą najlepsze, które nie uczulą, które nam podpasują. Wtedy na prawdę możemy kupować zapas roczny... Tego na prawdę baardzo dużo schodzi...


15. Inne akcesoria
 - smoczki w naszym przypadku się przydały, bo Jaruś miał dużą potrzebę ssania
Z tym że ostrzegam - dziecko przyzwyczaja się do danej firmy, w sensie do danego kształtu itd. Jeżeli zaczynacie podawać smoczek, to dobrze zastanówcie się jaki... Albo od początku podawajcie różne smoczki.
My dostaliśmy smoczek taki którego się używa gdy dziecko ma pierwsze ząbki. Niemiecki, porządny, nie psujący zgryzu - i co? Jaruś go nie chciał, bo to nie Avent....... Także - żeby nie było, że nie ostrzegałam ;)
 - woreczki na zużyte pieluchy - zbędny bajer... No jeszcze jak się chodzi w odwiedziny do znajomych, to ok - przyda się taki woreczek, bo trochę zabija zapach, ale ja kupiłam dwa opakowania zupełnie nie potrzebnie... Jedno w zupełności wystarczy.
 - Nosefrieda aspirator do noska - gdybym była mądra, to od razu kupiłabym jakiś elektryczny (słyszałam że są) aspirator, lub taki który się podpina do odkurzacza. Wiem, że źle to brzmi, ale uwierzcie mi - ze zwykłą Nosefridą katar to wielka udręka... Zasysanie jest ciężkie, szczególnie że chorujemy zazwyczaj we dwoje, więc nie mam siły zasysać. Z resztą nawet jak dobrze zassam, to ZAWSZE słyszę, że nadal coś Jarusiowi przeszkadza...

 - waciki (te specjalne niemowlęce kupione w zakupowym szale, będziemy raczej używać zwykłych wacików kosmetycznych, bo są mniejsze i tańsze) - no i faktycznie zazwyczaj używam zwykłych, te wielkie tylko od czasu do czasu gdy muszę wymyć okolice intymne np. przed pobraniem moczu do badania
- patyczki do uszu - przydatne, nawet bardzo. Teraz już używam także zwykłych, bo wiem jak głęboko mogę je włożyć, ale na początku te dziecięce były bardzo pomocne.
- sól fizjologiczna - czy to do noska (spraye do nosa mają za duży strumień), czy to do przetarcia oczu - przydały się jednym słowem
- Rurka Windy na prawdę przydatna rzecz przy kolkowym dziecku. Ale nie ma co jej kupować na zapas - dopiero gdy dziecko płacze wieczorami, podkurcza nóżki i widać że się męczy. Koniec rurkę (ten węższy) należy posmarować wazeliną lub linomagiem i włożyć na ok 1,5 cm w odbyt dziecka, następnie delikatnie poruszać nią. Potrzeba 5 minut, aby dziecko pozbyło się gazów i zalegającej kupki. Uwaga - należy zejść z linii strzału, bo przy dużych kolkach strzały się zdarzają. Ulga gwarantowana!!! Na początku dziecko się opiera, ale gdy czuje ulgę nie broni się przed tym. NA PRAWDĘ przydatna rzecz przy kolkach... Jak chcecie mogę napisać więcej na ten temat...
Acha - najpierw, przed rurką warto wypróbować specyfiki takie jak probiotyki oraz Sab Simplex, Bobotic i inne leki na simetikonie. My wypróbowaliśmy wszystko... skończyło się na rurce. Rurka na prawdę ułatwiła nam wszystkim życie, pozwoliła cieszyć się macierzyństwem.
- szczoteczka z miękkim włosiem - przydała się
- nożyczki z zaokrąglonymi czubkami - ja osobiście wolę obcinaczkę
- termometr elektroniczny bezdotykowy - warto zainwestować w lepszy !!!!
Ponadto:
-proszek do pielęgnacji pępka
(sprowadzany z Niemiec), podobno bardzo dobry - jak przypomnę sobie nazwę to Wam napiszę
- Niania elektroniczna firmy Philips - baaardzo przydatna rzecz, szczególnie w dużym mieszkaniu lub domu z ogrodem...
Zapomniałabym też o:
- podkładach jednorazowych
- przenośnych przewijakach - na początku z nich korzystałam, później przerzuciłam się na same jednorazowe podkłady
- miniaturowych kosmetykach lub próbkach - na spacer albo krótki wyjazd jak znalazł
- leżaczku bujaczku - który już niedługo będziemy mieli (najlepiej rozejrzeć się za takim, który posłuży jak najdłużej)
- czopki z paracetamolem (lepsze od syropu bo syrop nie jest smaczny) na pewno prędzej czy później się przydadzą
- czopki glicerynowe - przy zaparciach jak znalazł

16. Przybory do karmienia
- poducha do karmienia u nas akurat RedCastle w pięknym błękitno-zielonym kolorze.
Przydała się i to bardzo. Dwie kolejne poduchy też się przydały.. ich nigdy za wiele..
Ponadto przy karmieniu piersią:
- laktator Medela Electrics - bardzo dobry i bardzo przydatny sprzęt przy karmieniu piersią. Przynajmniej w moim przypadku był przydatny. Ale tylko raz czy dwa... Później już (po przygodach w szpitalu) nie mogłam go już używać, bo się zablokowałam psychicznie. Ale gdyby nie to, to kto wie - może by mi dłużej posłużył?
- butelki specjalne udające kobiecy sutek, takie które nie odzwyczajają Malucha od piersi firmy Medela - na prawdę fajne, ale tu tak jak ze smoczkami - uwaga, bo dziecko się przyzwyczaja...
- wkładki laktacyjne - niezbędne w pierwszych miesiącach. Teraz, mimo że nadal karmię nie potrzebuję wkładek.
 - krem do sutków, a już najlepiej lanolina, zwykła, czysta lanolina z apteki. W niektórych aptekach na receptę (rodzinny łatwo ją wypisze), ale nie w każdej potrzebny jest papierek. 
- w razie pęknięć lub uszkodzeń sutka witamina B complex - tak dla przypomnienia ;)


Przy rozszerzaniu diety przydadzą się:
- krzesełko do karmienia - najlepiej żeby miało regulowane wszystko co się da, możliwość zdejmowania oparcia (do prania), zdejmowaną tackę (do mycia) oraz pasy 5 punktowe... 
- łyżeczki - polecam bardzo fajne i bardzo tanie Babydream z Rossmana
- Miseczki - świetne są w Pepco za grosze - mają wieczko, także można w nie wpakować chrupeczki albo inne przekąski na spacer...
Przy samodzielnym przygotowywaniu jedzenia polecam:
- plastikowe pojemniki na żywność - Najlepiej kupić duuużo małych pojemników (tak żeby jeden pojemnik miał taką pojemność jak jeden posiłek). Tylko uwaga - pojemniki MUSZĄ być wykonane z dobrej jakości plastiku, najlepiej żeby było podane że są to pojemniki przeznaczone do przechowywania pożywienia dla dzieci (jakiś czas temu były np. w Netto)
- rondelek - mały garnuszek, najlepiej dwa - jeden do owoców i soków, drugi do obiadków
- woreczki do mrożenia żywności
- pojemniki na kostki lodu - ja zamrażam w nich jedzonko, później przekładam do woreczków na jedzenie (i podpisuje markerem co to, kiedy zrobione itd)

17. Zabawki
 To nasza pierwsza brygada. Teraz kolekcja jest znaaaaaaaacznie większa.
Przy wyborze zabawek baaardzo ważny jest materiał z jakiego zostały zrobione. Nie warto kupować tanich zabawek - tak dla bezpieczeństwa. Tanie zabawki są wykonane z tanich plastików, które zawierają szkodliwe substancje takie jak rtęć i inne metale ciężkie, oraz inne trujące składniki.
Warto też zwracać uwagę na atesty i certyfikaty.

A w przyszłości... Zapewniam Was że przyda się oddzielna szafa na zabawki. Albo strych teściowej ;)
My zapewne prędzej czy później kupimy szafę z Ikei żeby uporządkować zabawki...


To by było chyba na tyle. 
Jak macie jakieś pytania, to piszcie śmiało - chętnie odpowiem.


Pozdrawiam cieplutko!
PS. Treść wklejam w zakładkę "WYPRAWKA" na górze strony, żeby każdy nowo odwiedzający miał łatwy dostęp, bo z tego co widzę jest to bardzo poszukiwany temat...



środa, 1 października 2014

Ach śpij koteczku :-(

Przyszło nam podjąć najtrudniejszą decyzje, jaką tylko może podąć właściciel Czworonoga...

Dziś jadę uśpić Zenonka :(
Męczy się strasznie - ma kocie Aids, astmę oraz szmery serca. Ma płyn w klatce piersiowej i jamie brzusznej... Jakiś czas temu kaszlał krwią.
Nic nie da się zrobić. Próbowaliśmy, ale było tylko gorzej, bo stres go dodatkowo wyniszcza...
Kocurro wygląda strasznie, ledwie oddycha - przez pysk, ślini się przez to, potrzeby załatwia pod siebie, całe dnie leży...
Ciężka decyzja, ale po tym jak psiak się męczył cztery godziny.... wiem że to dobra decyzja. Nie zmienia to faktu, że jest ciężko...
Łzy... dzień pełen łez.
Najpierw Romus, teraz Zenek.

Nie jestem w stanie pisać dalej, bo powieki nie nadążają z usuwaniem łez...

EDIT 02.10.14r

Przepraszam, że zalewam Was także nie miłymi informacjami, ale traktuję bloga także jako pamiętnik, a ta notka będzie dla mnie pożegnaniem i swego rodzaju oczyszczeniem...

Takim był przybłędą...
Poznaliśmy go ok 3-4 lata temu i się zakochaliśmy...

 Na początku mieszkał na klatce schodowej. Nie mogliśmy inaczej, nie było warunków.
Ale przyszłego mieszkania nie wyobrażaliśmy już sobie bez Niego. Wiedzieliśmy że jest nasz, a my jego... Pokochaliśmy go, a on pokochał nas.


 Później przyszedł czas na przeprowadzkę  i rozpakowywanie gratów:
 Pierwsze zdjęcie Zenonka, gdy już wszystko było gotowe, na swoim miejscu. Klipciuch znalazł swoje miejsce na parapecie z którego czasem spadał ze względu na swoje gabaryty.
 Wchodził wszędzie tam, gdzie nie pozwalałam.
 Wiódł szczęśliwe życie u boku kochających pańciów. Przeprowadzkę zniósł wspaniale, myślę że dlatego, że uważał, że jego dom jest tam, gdzie jego pańciowie.
Towarzyszył mi w ciąży. Na zdjęciu poniżej: ja siedzę przy komputerze, Jaruś w brzuchu, a Zenuś obok nas...
 Gdy urodził się Jaruś wszystko się zmieniło. Nie miałam już tak wiele czasu dla Zenka. Był zazdrosny, a swą zazdrość okazywał tak, że wchodził wszędzie gdzie nie było mu wolno. Szczególnie na wszystkie sprzęty Jarusia. I na zlew... Próbował zwrócić na siebie uwagę. Więc zaczęłam częściej poświęcać mu chociaż 5 minut. Pomogło...
 Był niesamowitym kotem. Miał wspaniały charakter. Rzadko drapał - tylko przy podawaniu tabletki, u weterynarza (gdy miał siły), a poza tym był MEGA spokojnym Kocurkiem. 
 Ponad rok temu wykryliśmy u niego chorobę. Weterynarze uznali to za chorobę serca. Miał płyn w płucach. Każdego dnia podawaliśmy Zenusiowi leki. Najpierw robiłam to ja, później tę funkcję przejął M.
Niedawno jego stan bardzo się pogorszył. Było to chyba z 1,5 miesiąca temu. Jego brzuch bardzo się zaokrąglił, mimo że jadł tyle samo lub nawet mniej. Myślałam że to tylko coś z przewodem pokarmowym - że ma wzdęcia albo coś. Ataki (myśleliśmy że z powodu serca) miał nadal.
Napisałam na fb aby wywołać burzę mózgów odnośnie najlepszego weterynarza w naszym mieście.
Wybrałam się do lecznicy. Tam na miejscu powiedzieli, że to prawdopodobnie kocia astma, a problemy z sercem owszem są, ale mogą wynikać z czegoś innego. Zrobiono prześwietlenie.
Wiadomość była fatalna. Płyn w klatce piersiowej i w jamie brzusznej. Czyli albo nowotwór, albo kocie HIV czyli FIV, przenoszone przez walczące ze sobą koty. 
Wiedziałam, że to Fiv. W końcu Zenuś był wychodzącym, niewykastrowanym, walecznym kocurem.

W ostatnich dniach przed decyzją o uśpieniu Zenek ledwie chodził - trasa łóżko - ogród (pod jabłonką) i to wszystko. Leżał, nie miał na nic siły. Nic nie jadł, nie pił, potrzeby załatwiał pod siebie. Oddychał przez pyszczek i to z wielkim wysiłkiem, z nosa chyba leciała krew, a z pyszczka ślina. Nie ekscytował się nawet kartonem (który przywiozłam specjalnie dla Niego z Biedronki), ugotowanego przeze mnie jedzenia też nie chciał. Przykro było na niego patrzeć. To zmusiło nas do podjęcia trudnej decyzji. Za autanazją przemawiał też fakt, że naturalna śmierć która nieuchronnie się zbliżała nie wyglądałaby sielankowo, nie zastałaby go śpiącego. Kotek by cierpiał, dusił się, a my byśmy musieli na to patrzeć...

I tak dnia 01.10.2014 pożegnaliśmy Zenonka.

Jeszcze to do nas nie dotarło.
Dom jest niesamowicie smutny i pusty.
Ogród też.
 W sercu kolejna pustka. Dziura na wylot.
 Morze łez...

 Teraz wspominam wszystkie nasze wspaniałe chwile. Gdy Zenuś leżał obok mnie, gdy przybiegał na słowo "chodź", gdy głośno mruczał, gdy turlał się radośnie po rozgrzanym chodniku, gdy chodził ze mną rozwieszać pranie, gdy dotknął mnie łapką, żebym go pogłaskała, gdy spał z M. w śmiesznych pozycjach (było ich wiele), gdy bawił się workiem na śmieci, albo gdy wchodził do kartonów, gdy bawił się myszką, gdy z uwielbieniem lizał mojego buta, gdy..., gdy..., gdy...... było tych chwil trochę...

W nocy spałam. O dziwo. A to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, że Kocurro mi się śnił.
Śnił mi się taki piękny, zdrowiutki. Że wróciłam od weterynarza, a on taki zdrowy chodził jako duch między nami po łóżku, mogliśmy go głaskać, był taki szczęśliwy.

Dziękuję Ci Zenonku że przyszedłeś do mnie w nocy. Mam nadzieję że na prawdę jesteś szczęśliwy - gdziekolwiek teraz jesteś. Nie cierpisz, oddychasz pełną piersią, nie brakuje Ci Twoich ulubionych (choć nie zdrowych) saszet i chrupeczków...
Kochamy Cię Zenonku! I bardzo, ale to bardzo tęsknimy :-(



~ ~ ~

Synku!
Niestety nie poznasz już ani Romuska, ani Zenonka. Byli wspaniałymi przyjaciółmi, świetnymi zwierzakami! Niestety zwierzaki mają jedną wadę - za krótko żyją. Ale dają tak wiele, że każda godzina spędzona z nimi jest niezwykle cenna.
Dlatego Synku, nie martw się - za jakiś czas, jak już ochłoniemy weźmiemy dla Ciebie i dla całej naszej trójki pieska. Chcemy, abyś także doświadczył tej prawdziwej miłości i przyjaźni jaka łączy Pańciów i ich Czworonoga..
Twoja zapłakana po stracie Zenonka - mama.