(List do Syna - ktory to juz?)
Synku!!!
Synku!!!
Kazdego dnia ciesze sie kazdym Twoim malenkim gestem, kazdym usmiechem, kazdym slowem, kazda rzecza zwiazana z Toba, kazda sekunda wspolnie spedzona.
Siedze z Toba 24 godziny na dobe i ciagle mi jest malo, nigdy nie mam dosc i ciagle chce wiecej.
Czasem, tak jak dzis, gdy wstaje z naszej drzemki* jako pierwsza patrze na Ciebie gdy spisz - na usteczka, na zacisniete oczka, na te piekne, dlugie i ciemne (po dziadku) rzeski, na raczke ktora trzyma mnie za bluzke zebym nie uciekla, na policzki takie piekne i na wloski...
I mysle... ze jestes moim cudem.
I okropnie, smiertelnie, niewyobrazalnie sie boje, ze jestes moim marzeniem... ktore zostalo spelnione tylko na chwile.
I rycze.
KOCHAM CIE SYNKU!!!!
*Nie zawsze moge spac razem z Toba, czasem obowiazki wygrywaja ze zmeczeniem, a innym razem, jak dzis zmeczenie jest zbyt silne...
Rety...jak ja wspolczuje mamom, ktore utracily swoje skarby!!!!
I boje sie tych mysli, ktore mam, ale wiem, ze musze to z siebie wylac...
PS. Najpierw myslalam o tym co wyzej napisalam, a dopiero pozniej, przez kolezanke dotarly do mnie (nie mamy tv, a radia nie sluchalam, na gazety brak czasu) te straszne informacje o malym Maciusiu. O RETY.... ;-(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz