Oczywiście kilka słów też będzie, bo inaczej nie byłabym sobą ;)
W poniedziałek (po Dniu Dziecka) miałam pyszne śniadanko.
Ciasto marchewkowe z pomarańczą.
Do tego zielona herbata, której nie zdążyłam sfotografować. Mniam!
We wtorek była wyprawa do sklepu ze Zdrową Żywnością. Odwiedziliśmy w sumie dwa sklepy, dzięki temu wiem że jeden z tych sklepów muszę omijać z daleka, ponieważ pracuje w nim mega niesympatyczna Pani, w dodatku odporna na moją sympatię, a zaopatrzenie sklepu pozostawia wiele do życzenia. Nvmd.
Kupiłam deserek w słoiczku "Mango z Jabłkiem"firmy Bioland. Chciałam, żeby Jaruś znał także te niepolskie owoce. Cena mnie nie zabiła, także kupiłam, a co? Smakowało mu, a jakże. 190 g także mama też trochę pojadła (bo dzieciom podobno można podawać do 150 ml owoców/soków dziennie).
Jeden to krem brzozowo - nagietkowy (w sumie bardzo uniwersalny), a drugi to łagodzący krem pod oczy - obydwa produkty firmy Sylveco. Dostałam także kilka próbek, którymi podzieliłam się z mamą (po niej odziedziczyłam uwielbienie do naturalnych kosmetyków i metod pielęgnacji). Wygląda na to, że zaraziłam mamę fascynacją firmą Sylveco.
Na liście zakupów były też Jagody Goji oraz syrop z Agawy.
A na końcu: Amarantus i dwie przyprawy (tych gotowych dostępnych w normalnych sklepach nie używam, z uwagi na dużą zawartość soli).
Tak zazwyczaj wyglądały moje śniadanka:
Owsianka
z siemieniem lnianym i jagodami goji (czasem z żurawiną lub suszonymi
morelami albo amarantusem). No, chyba że mam czas na tworzenie
"kolorowych" kanapek :)
Powyżej z kolei owsianka z morelami i wiśniami oraz ulubiona...
...zielona herbata, czyli Teekanne Zen Chai. Opuncja oraz cytrynowa nie jest tak dobra jak ta... Wcześniej robiłam sypaną zieloną z maliną, ale sypana jest dość problematyczna, bo trzeba wsypać do sitka, później sitko wyczyścić itd. Bez sitka nie da rady, bo nie znoszę "fusów".
Wcześniej robiłam sypaną zieloną z maliną, ale sypana jest dość
problematyczna, bo trzeba wsypać do sitka, później sitko wyczyścić itd.
Bez sitka nie da rady, bo nie znoszę "fusów".
A tak nam Rododendron pięknie zakwitł w ogrodzie:
I niestety już powoli przekwita :( Krótko miał kwiaty w tym roku. No ale mocno się wysilił, bo za to kwiatów było mnóstwo.
Przybliżenie na Misiunia:
Bo jakże by inaczej ;-)
I troszkę kosmetycznie, włosowo...
Wysłałam Moją Włosową Historię do Anwen - ciekawe czy i jak tak, to kiedy opublikuje...
W skrócie Wam opowiem, że moje włosy przeżyły ze mną koszmar. Były krótkie, długie, prostowane, suszone, farbowane, rozjaśniane, dwa albo trzy razy przechodziłam z czerni na blond... i takie tam.
Od jakiegoś czasu mocno o nie dbam i efekty jak widać są. Dodatkowo zapuszczam odrost - staram się wrócić do swojego koloru. Piszę staram się, bo nie wiem czy wytrwam bez farbowania. Kusi mnie też opcja delikatnych blond pasemek na moim naturalnym kolorze.
Odrost:
Może któraś z Was Kobitki też wraca do swojego koloru? Mogłybyśmy się wspierać ;) Bo początki zapuszczania są mega trudne. Później można spokojnie nosić takie włosy jako omre ;) Ale teraz...
Teściowa już raz wypaliła z tekstem "Paula, może chciałabyś się umówić do fryzjerki?". Ale nie, odrost nie wynika z zaniedbania, tylko z chęci powrotu do swoich "naturalek".
Obiady prezentowały się mniej więcej tak:
Sałatka z kurczakiem, brzoskwiniami, ananasem, pestkami/orzechami i sosem jogurtowym.
Placuszki z cukinii, pierś indyka na parze, buraczki.
Była też chwila relaksu dla mamy, gdy Wiking zasnął:
Nieostre, bo robione na prawdę na szybko. Świeczki, pianam, woda, pachnidełka oraz mega słodki arbuz :3
Męczeństwo Biedrony:
W rolach głównych: Misiuniu, Biedrona oraz... niedomknięta szafka ;)
Tak mniej więcej wyglądały moje kolacje (i czasem śniadania):
Chleb razowy posmarowany avocado z wędliną, pomidorem i sałatą.
Mama nałożyła też sobie małą hybrydę:
Były też liczne koktajle.
Np. taki z ananasem, koprem włoskim, jogurtem naturalnym i syropem z
agawy. Dodałabym też wiórki kokosowe, bo by pasowało, ale nie miałam
niestety.
Niedzielny spacer do parku. I chwilowy "leżing" na kocyku.
Lody, baloniki, wiatraczki, mnóstwo ludzi, w tym dzieci, hałasy, dźwięki, później krótkie odwiedziny u babci...
Także po dniu pełnym wrażeń Jaruś padł...
Mama zaraz też padnie....
Po weekendzie jestem bardziej zmęczona niż po całym tygodniu. Idę spać!!!
Trzymajcie się cieplutko!!!
Klikam w okienko i pokazuje mi, że... takiego blogu nie ma. Myślę: co jest grane? Ale odnajduję Cię w swoich komentarzach i klikam na nick - wyświetla się Twój profil, a tam co? Nowy adres bloga, że ja też na niego nie wpadłam.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za zagranicznymi i takimi "dziwnymi" owocami/warzywami - zresztą ja w ogóle mało jem warzyw i owoców. Ale skoro Tobie tak samkują to podziwiam. Ja nie mam odwagi by spróbować.
Twój mały Wiking rośnie w oczach - już jaki przystojniak z niego :)
Pozdrawiam Cię kochana.
http://cytrynkowy-swiat.blogspot.com/
Zeby było już wogóle zdrowo polecam zamienić syrop z agawy na ksylitol, albo nie słodzić wogóle :P
OdpowiedzUsuńTo syrop z agawy nie zdrowy? Rzadko slodze, także nie powinno być tragedii ;)
UsuńTo zaszalałaś z tymi zakupami:) Jagody goji nie wiem jeszcze jak smakują, ale chyba w końcu muszę spróbować. Jak u Was egzotycznie:)
OdpowiedzUsuńHehe, tak, to był egzotyczny tydzień :) jagody goji przynajmniej te suszone są odrobinę... gorzkie. Słodko - gorzkie. Ale można się przyzwyczaić do nich :)
UsuńAle smakołyki nam tutaj wystawiasz! A ten koktajl... mniam. :D
OdpowiedzUsuńJaruś ślicznie rośnie! Słodziaczek mały!
Polecam koktajl!!! Na prawdę mocno orzeźwiający :) :* Jaruś rośnie oj rośnie ;) ani się obejrzę a mnie przerośnie :)
Usuń