piątek, 7 marca 2014

Mętlik... nie tylko w głowie / ku przestrodze rodziców!!!!

Zacznę od początku... samego początku.
Koszmar zaczął się w drugiej dobie życia Jarusia, gdy wykryto u niego żółtaczkę.
Naświetlanie którego Mały nienawidził, a bilirubina nie spadała.
Przeżyliśmy pierwszy koszmar szpitalny, o którym pisałam...
Po sugestii lekarza wyjście na żądanie. Intensywna obserwacja, częste badania.
Żółtaczka nadal była, więc dostaliśmy skierowanie do szpitala.
Ze szpitala nas odesłali bo poziom był wysoki, ale nie aż tak, dziecko zdowe, dobrze przybierające.
*

Lekarka rodzinna szukając przyczyny przedłużającej się żółtaczki nie znalazła nic poza bakterią w moczu.
Leluś dostał antybiotyk. Nadal bakteria. Drugi antybiotyk. Nadal bakteria. Skierowanie do szpitala.

Ze szpitala nas odesłali bo badanie ogólne moczu wyszło u nich dobrze. Zlecili badania kontrolne.
Po tygodniu znów ta cholerna bakteria w posiewie. Znów skierowanie do szpitala.
Tym razem nas zatrzymali, ale na przepustce bo się uparłam.
Zrobili badania, podali antybiotyk dożylnie. Ponowili badanie - bakterii brak. 
Poszliśmy do domu, ale z antybiotykiem doustnym na 10 dni.
W międzyczasie bilirubina miarowo spadała we własnym tempie.
Kontrolne badania i... znów bakteria w posiewie. I mętlik. Totalny mętlik w głowie.

No bo jak to tak? Cztery antybiotyki, w tym jeden dożylnie w szpitalu i bakteria nadal jest???
"Co robić? Co robić? Co robić?"
Teściowa mówi "Szpital! Niech się dowie ten co prowadził chorobę".
Na samo słowo szpital. I to konkretnie ten szpital zabolał mnie brzuch. Tak specyficznie. Jak zawsze. Stresowo.
"NIE!" - myślę sobie. Lekarz! Dobry lekarz! Z polecenia.
Dzwonię, pytam. Wizyta za 6 dni, prywatnie, za 120 zł.
"NIE!". Pamiętam że robi też wizyty domowe!
Szukam numeru, dzwonię, opowiadam z grubsza co i jak, odnoszę dobre wrażenie i mam dobre przeczucie. Umawiam na następny dzień wizytę za 150 zł - niewiele więcej niż za tułanie się daleko do prywatnej przychodni, załatwianie transportu itd. Z resztą nieważne - jak coś dla dziecka to cena nie gra roli!!!
...
No i był u nas. Lekarz. Szalenie mądry, mega doświadczony, a przy tym miły, ciepły, cierpliwy, nie spieszący się, zaabsorbowany, z podejściem do dzieci.
Rozmowa, przejrzenie wyników (wszystkie inne wyniki były w granicach norm, tylko ta powracająca bakteria...), badanie ogólne i werdykt.

JARUŚ JEST ZDROWY!    Z D R O W Y !!!!

To że biliubina nie spadała to zwykła fizjologiczna rzecz - tak bywa u dzieci karmionych piersią.
A mocz? Bakteria? Wszystkiemu winna była stulejka!!!!!
Wąska cewka zabrudzała nawet próbki pobierane cewnikiem. Pobierane z resztą przez młodego, niedoświadczonego lekarza (pracującego w szpitalu w którym mój Lekarz zakładał oddział nefrologii, ale z przyczyn niezależnych odszedł tak jak wielu wybitnych nefrologów na rzecz niedoświadczonego narybku).

Zagadka rozwiązana. Ja przeszczęśliwa. Ale... zostaje pewien niesmak - czyli... moje dziecko, mój kochany, zaledwie trzy miesięczny Synek dostał cztery antybiotyki bez powodu????
Jestem zła. Bardzo. I smutna.

Jak decyzja jednego gbura spowodowała wysiedlenie dobrych lekarzy i wprowadzenie kiepskiego, młodego substytutu dobrych lekarzy. Gbura poznałam w szpitalu podczas badania usg jamy brzusznej...
Pisałam o nim już wcześniej....
Przez decyzje tego zimnego jak lód patafiana mój syn dostał dwa antybiotyki bez takiej  potrzeby, miał wenflon, miał przeprowadzonych wiele badań, miał robione cewnikowanie - dwa razy (za każdym razem ryczałam razem z nim), jeździł dwa razy dziennie na zastrzyk co rozregulowało nam mocno rozkład dnia, a ja przeżyłam kolejny szpitalny koszmar za który płacę zdrowiem (stres to bardzo niszcząca rzecz) i prawie straciłam pokarm...
Nie mówię tego często, właściwie nigdy, ale tym razem... Oby spotkało go nieszczęście... I spotka. Jestem tego pewna!

A naszego nowego Lekarza wychwalam pod niebiosa.
Nie za to, że powiedział to co chciałam usłyszeć.
Tylko za to że rozwikłał zagadkę, wyjaśnił wszystko, w najdrobniejszych szczegółach.
No i powiedział to co serce Matki czuło. Synu zdrowy, tylko służba zdrowia do dupy.
Za trzy miesiące wizyta kontrolna. W międzyczasie jak coś, to mam dzwonić.
Już teraz zbieram listę pytań. Bo wiem że otrzymam poprawną mądrą, wyczerpującą odpowiedź z dokładnym wyjaśnieniem.

* W międzyczasie były takie atrakcje jak: kolki, ciągle powracające pleśniawki, ulewania, zanokcica...

Tak wygląda ZDROWY Jaruś i jego mata edukacyjna....




A w poniedziałek szczepienie. Mam na piśmie że dziecko jest zdrowe, nie ma przeciwwskazań. Także już się nie wymigamy... Trochę się boję... Jak Wasze pociechy znoszą szczepienia i okres poszczepienny???

21 komentarzy:

  1. Współczuje tego strachu który przeżyłaś przez ten cały czas :( Mam nadzieje, ze teraz będą same radości! Gdzieś tam w środku zaczynam obawiać się jak to będzie u nas, poród w Czechach, nie każdy dr mówi po ang. a nawet jeśli mówi to i tak bariera językowa w słówkach medycznych jest :/ No ale trzeba myśleć pozytywnie ;) Pozdrawiam gorąco z Brna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie dobrze, zobaczysz! Czeski jest podobny do naszego! Pozytywne myślenie bardzo dużo pomaga :) No i powiem Ci że w szpitalu czułam jakbym mówiła innym językiem, byłam zdana tylko na siebie , a to było przecież w polsce, także u Ciebie zapewne będzie lepiej!.Na kiedy masz termin porodu? :) Chłopiec czy dziewczynka?

      Usuń
    2. Chłopak, a termin na 9.07 wiec rowne 4 mies ;))))

      Usuń
    3. Ach, to jeszcze jest trochę czasu! :) Ciesz się tym drugim trymestrem - jest najlepszy ;) A co sprawiło że wylądowałaś w Czechach? :)

      Usuń
  2. Oj kochana no to się nażarłaś tego stresu. Współczuję Ci. Ale ważne, że teraz wszystko okey.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci że w samym momencie "zagrożenia" jest wszystko ok, człowiek jest spięty i gotowy na wszystko, a dopiero później gdy już coś się wyjaśnia, adrenalina spada, wtedy jest koszmar. Wczoraj bolał mnie cały kręgosłup, w sumie nie tylko on... bolał mnie chyba każdy centymetr ciała. No ale już jest dobrze. Aż mi z tym dziwnie że już po wszystkim, jakaś taka nieufna jestem. Tak jakbym bała się cieszyć bo jeszcze znów coś się znajdzie...

      Usuń
  3. Witaj Kochana!
    W końcu coś mi się uda u Ciebie skomentować :) Trafiłam przypadkiem i Was ślędzę :D
    Przykre jest to,że służba zdrowia w całej Polsce jest do du****,że musimy my i nasze dzieci przechodzić koszmary...a i prywatnie często wcale nie jest lepiej, mam wrażenie,że obecnie lekarze są niedouczeni i wszystko bagatelizują :( Narażają dzieci na ogromne stresy, źle je diagnozują, a rodzice przeżywają dramat i fundują im nieprzespane noce ze zmartwienia...Cieszę się,że u Was wszystko się wyjaśniło i napewno będzie już dobrze z takim lekarzem, co Cię nie zbywa :)
    U mnie kiepsko... Jagodzie zdiagnozowano ZOKN (zaburzenia ośrodkowej koordynacji ruchowej)..Jest maga gadatliwa, ładnie chwyta zabawki, wodzi wzrokiem, ale ma problemy z jedną stroną, z przykurczem mięśni szyjki i przez to nie chce podnosić prawidłowo głowy, przewraca mi się :(...Teraz w biegu neurolog, rehabilitant i na skierowanie nfz mam czekać do sierpnia (pomijam fakt,że niektóre dzieci wtedy już wstają na nogi, a ona przez to zaburzenie może nie siedzieć!), prywatnie wizyta już za tydzień...i tak usg przezciemiączkowe i wszystko odpłatnie, kolejne stówy lecą,ale jak sama napisałaś to nie ma znaczenia, zrobię wszystko by córa była zdrowa, tylko ile muszę walczyć o to,żeby dziecko miało równe możliwości co wszyscy, to mnie szlag trafia, na co idą nasze składki zdrowotne, których nigdy nie wykorzystywałam, bo w ogóle nie choruję :(
    A szczepień boję się tak samo jak Ty...im więcej o nich czytam to boję się coraz bardziej.. Jagoda miała na razie jedno w przychodni jak skończyła 6 tygodni( dobrze zniosła, bez gorączki nic, tylko marudna 1 dzień) następne szczepienie przez infekcje i teraz ZOKN jest przełożone...bo jak się dowiedziałam, może mieć wpływ na układ nerwowy a jej przypadku to ryzykowne (!). Co za czasy,żeby bać się lekarzy i musieć wszystko wiedzieć na równi z nimi...
    Ściskam Was Kochana mocno! Śliczny ten Leluś :D i ma cudne oczka!
    Aga Czajkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci że Jaruś też miał problem z główką którą przekrzywial na prawa stronę. Nie wiem czy to to samo co u nas, ale teściową też coś mówiła o rehabilitacji. Słyszałam że to mogło być spowodowane np taka pozycja w brzuchu i dlatego mięsień ciągnie na jedną.stronę. Najpierw zajęliśmy się bilirubina i układem moczowym. Ćwiczyłam z Małym proste ćwiczenia i teraz widzę że Jaruś już nie przekręca głowy na bok, także chyba rehabilitanta nas ominie, samo przeszło. Stosowałam też kilka prostych rad - karmiłam go w takiej pozycji żeby miał główkę na lewa stronę (ta odwrotna od tej która preferuje), przy leżeniu na macie, w leżaczki itd też starałam się pilnować. Może powinnam o tym napisać na blogu? Może i w waszym przypadku będzie wszystko dobrze szybciej niż.myślisz? Dziwo mnie to jak wiele badań zlecono małej. Chociaż powiem Ci że wiele badań jest zlecanych w ciemno na.wszelki wypadek, stresuja tym niepotrzebnie rodziców. Także trzymam kciuki żeby było dobrze!!! Buziaki. Czy my się czasem nie znamy? Mam koleżankę Agnieszkę Czajkowska... :)

      Usuń
    2. Paula to ja ;) Trafiłam tu jak gdzieś polecałaś swojego bloga :)
      Hm nie wiem co mi ten neurolog powie, bo niestety Jagoda leżąc na brzuszku podnosi głowę i się wywraca, już miesiąc temu zwracałam na to uwagę innemu pediatrze, to mi powiedział,że każde dziecko rozwija się inaczej,że nie można tak podręcznikowo,że to za miesiąc minie...Nie minęło..stąd te badania i stres...i bieganie, wiem,że po rehabilitacji wszystko będzie oki, ale i tak teraz się boję...Dużo badań,podobno normalna procedura.. Opisz mi proszę te ćwiczenia, które robiłaś z Jarusiem, bo ja na razie robiłam tylko takie kładzenie na brzuszku na piłce i to o czym piszesz, pilnuję z karmieniem tych pozycji, tylko,że się niesamowicie pręży, a także ma zaciśnięte piąstki np. podczas kąpieli a powinna być rozluźniona. Pediatra mi tłumaczyła,że to tak jakby jeden mięsień się przykurczył a drugi rozciągnął i dlatego trzeba ćwiczyć i nosić tylko przodem do świata trzymając pod udkami...Wszystko super fajnie, ale weź tak długo wytrzymaj jak 7kg Ci szaleje pół dnia ;) i niestety tylko mata, odpadają leżaczki, huśtawka etc. ma być na płasko :( Z Olgą nabiegałam się po ortopedach, teraz zwiedzać będę przychodnie neurologiczne :( Ciężki los matek, ale ten jeden uśmiech powoduje,że można latać cały dzień :D
      Cieszę się,że Twój Maluch jest już zdrowy, teraz można cieszyć się wiosną! Acha i będę Cię dalej śledzić, fajny blog, szkoda,że tak późno tu trafiłam :)

      Usuń
    3. Może już by przeszło gdyby lekarz wcześniej zwrócił na to uwagę? Mały jak miał 1,5 miesiąca przekraczał się z brzucha na plecy, myślę że chyba właśnie przez ten przykurcz. Ale głowę skubanczyk od pierwszych dni trzyma wysoko, silacz jeden. Jak normalna.procedura to dobrze! Ale rozumiem że martwisz się, nawet jeżeli trochę na zapas - to zrozumiałe. Ćwiczenia to oprócz częstego kładzenia na brzuszek proste czynności np. gdy dziecko leży na pleckach robienie kołyski i przewracanie z boku na bok, tak żeby dzieci samo musiało poświęcać główkę. Kładzenie dziecka na brzuchu z rączkami wzdłuż tułowia - tak żeby samo wybieglo rączki, aby podpierać się na nich, no i rotacja całego ciałka ale tym razem nie w pozycji kołyski tylko normalnie na boki. Nic specjalnego. Zapytaj jakby co fizjoterapeutę jakie ćwiczenia zaleca i ćwicz przynajmniej raz dziennie. No i właśnie wspieraj ta słaba stronę - niech musi leżeć na niej, a nie na tej preferowanej. I zwróć uwagę na to czy czasem jakiś leżaczek, materac czy coś nie jest takie, że właśnie wzmaga ten przykurcz. U mnie w leżaczku była taka władka, która to wzmagala. Jaruś też jest troszkę spięty w kąpieli, ale wydaje mi się że to normalne. Trzyma się kurczowo bluzki lub ma zaciśnięte piastki jakby się bal że go upuscimy. Hehe, czyliteż 7 kilo! ;) Masz rację
      - ciężki nasz los, ale faktycznie jeden uśmiech łagodzi.wszystkie przeciwności!!! Cieszę się że blog Ci się podoba :) Ogromne buziaki!!! Trzymam kciuki żeby było wszystko.dobrze!!!

      Usuń
    4. oj ile błędów!!! Wybacz, pisze z telefonu, no i w nocy i stąd takie kwiatki. Mam nadzieję że zrozumiesz z kontekstu o co mi chodziło ;)

      Usuń
  4. bidulek maly... szczepienia moj znosil bardzo dobrze,mielismy 5w1, pneumokoki. zadnych problemow. tyylko ostatnio odczyn poszczepienn,ale dopiero w wieku 17 mcy

    OdpowiedzUsuń
  5. Martwiłam się szczepieniami zupełnie nie potrzebnie, młody dał radę:) Także spokojnie, w razie co masz tajną, łagodzącą broń-cycka:) a i zapomniałam, szczepiliśmy 6 w 1 i żadnych objawów poszczepiennych nie było:) A wy jaką szczepionką wybraliście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wybraliśmy 6 w 1. Skutecznie podniosłaś mnie na duchu. Dziękuję :*

      Usuń
  6. Dobrze że wszystko się wyjaśniło. Ale było by już pewnie po, gdyby nie ten lekarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj byłoby zupełnie inaczej gdyby nie decyzja.tego gbura..

      Usuń
  7. Biedactwo malutkie... To jest przykre dla każdej mamy kiedy jej dziecko cierpi. Na szczęście wszystko się ułożyło :) Jaruś rośnie że aż miło :D Śledzę Was od jakiegoś czasu i wreszcie się zebrałam na komentarz ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nam miło że możemy Cię u nas gościć ;)i cieszę się że napisałaś!

      Usuń
  8. Cieszę się, że Jaruś już jest zdrowy a Mama szczęśliwa i spokojna. Przykre jest to, że dziecko musiało tak dużo antybiotyków dostać przez zaniedbanie i bagatelizacje lekarzy :/ oni najchętniej bez badań przepisywali by antybiotyki..
    Przykro mi, że musieliście przez to wszystko przejść.

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Biedactwo :(
    Najważniejsze ze wszystko jest w porządku a bakterii żadnych nie ma!
    Szkoda tylko że tyle antybiotyków musiał wziąc i to byc moze nie potrzebnie.

    OdpowiedzUsuń