sobota, 18 stycznia 2014

Karmienie piersią w praktyce

Pisałam już ten post parę dni temu, ale komputer mi się zawiesił i straciłam wszystko :-/ Muszę pisać od nowa. No nic...

W czasie ciąży znałam karmienie piersią - z teorii. Terminy - zator, nawał, siara itd były mi znane.
No i fajnie. Ale jak się to miało do rzeczywistości? A no nijak... Ale od początku...

Tuż po porodzie starałam się przystawić Jarusia do piersi, ale Leluś leżał wtedy na moim brzuchu, także nie była to zbyt komfortowa pozycja do karmienia. Próbowałam, ale tylko na próbach się skończyło. Z resztą nie mogłam się wtedy za bardzo skupić, ponieważ bolało mnie zszywane w tym samym momencie krocze (dostałam to znieczulenie, czy nie?!?!?!).
Na szczęście później moja położna pomogła mi przystawić Malucha do piersi. Zassał się ładnie, popił trochę. Sielanka.


Niestety jeszcze tego samego dnia po porodzie (rodziłam ok 1 w nocy) zostałam sama.
Miałam problem z przystawieniem Synka do piersi - Mały płakał w niebo głosy, a ja z tej całej bezsilności kliknęłam "magiczny" przycisk aby wezwać pielęgniarkę.
Przyszło babsko (inaczej się nie da... no dobra - da się, ale mniej cenzuralnie...), nakrzyczało na mnie że "co pani opatula tak to dziecko?" (a skąd niby miałam wiedzieć że do karmienia maleństwo nie lubi być opatulone?), wzięła mojego cyca dość mocno i brutalnie wcisnęła Jarusiowi do buzi. Wychodząc powiedziała jeszcze że "Do dziecka trzeba mówić!" (pierwszy raz mnie na oczy widziała - skąd wie że nie mówię do dziecka?). Stwierdziłam że będę miła - chociażby po to żeby zrobiło jej się głupio. Powiedziałam tylko "No widzi Pani... czasem takie proste rady są tak bardzo przydatne". Ale nie. To jej nie przełamało. Nadal zimna jak lud, w dodatku - muchy w nosie, kij w du... Wyszła.

Był też kryzys. Mleka nie było. Musiałam podać Małemu mleko modyfikowane (po którym bolał go brzuszek). Na szczęście dwie saszetki herbatki na laktacje, przystawianie dziecka do piersi oraz stymulowanie laktatorem przyniosło efekty - mleko się pojawiło.
Pierwsze dni karmienia były bolesne. Sutki nie były przyzwyczajone do ssania, Maluch nie potrafił jeszcze tak sprawnie ssać, także sutki bolały. Bolały jak jasna cholera. Dlaczego nikt mi nie powiedział że to boli aż tak? Ale to było nic... jak się później okazało, bo...

...Podczas pobytu w szpitalu gdy Leluś był na innym piętrze niż ja pod opieką pielęgniarek chodziłam karmić, oraz odciągałam pokarm, bo Jaruś jadł częściej niż co 3 godziny, a nie chciałam aby pielęgniarki podawały mu mm (nie byłam tam non stop, ponieważ jednak musiałam jeść i korzystać z łazienki, a co chwilę nie mogłam się kręcić, ponieważ oddział był zamknięty, musiałam dzwonić domofonem, a to wyraźnie nie podobało się pielęgniarką bo musiały otwierać). Pewnego razu odciągałam pokarm w nocy. Byłam tak zmęczona, tak wyczerpana, że robiłam to na wpół śpiąco, w ciemnościach. Nagle, po dłuższej chwili odciągania zauważyłam że mleko w butelce wygląda dziwnie. Jest takie ciemne, chyba czerwone. Zapaliłam światło. Krew, dużo krwi. Wyłączyłam laktator. Okazało się że pękł mi sutek, prawie na pół... Byłam tak padnięta, że chyba źle przystawiłam laktator. Nawet nie poczułam bólu... Ból przyszedł dopiero później...  Przez tą całą sytuację zaczęłam bać się laktatora. Panicznie. Gdy przystawiałam go do piersi, to mijało sporo czasu zanim zmusiłam się aby włączyć urządzenie. Aż w końcu zablokowałam się psychicznie i odciąganie laktatorem przestało być skuteczne. O wiele szybciej mi idzie odciąganie ręczne. Tak też robię gdy muszę...

A sutek? Sutek goił się długo, w końcu nadal musiałam karmić piersią. Powstający strupek prawdopodobnie zaczopował kanalik mleczny, no i... zrobił się zator. Pierś czerwona, gorąca, twarda, no i gorączka idąca w górę. Paracetamol poszedł w ruch. Do tego: odciąganie (ręczne), masowanie, okłady, przykładanie kapusty (już chyba nigdy nie tknę gołąbków... przez ten smród kapusty), ciepły prysznic na pierś przed karmieniem i zimny po karmieniu. Niestety wszystko trwało zbyt długo i konieczne było podanie antybiotyku. Ale nadal karmiłam. Nadal twardo karmiłam piersią.

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze to, że... należę do tych kobiet, które odczuwają gromadzenie się pokarmu. Odczuwają w mało przyjemny sposób. Czuję wtedy mrowienie, swędzenie, sama nie wiem co... Ciężko to opisać. Tak jakby do kanalików wlewał się wrzątek lub lodowata woda, a nie mleko... Ciężko to opisać. Na szczęście chyba to uczucie powoli zanika.

A niedawno piersi miały nową przygodę. Pleśniawki. Piersi zaraziły się pleśniawkami, a właściwie bakteriami tworzącymi pleśniawki. Wokół sutków powstała czerwona, swędząca, bolesna otoczka. No i znowu antybiotyk - ten sam co dla Małego. Jarusiowi pleśniawki już zniknęły, ale ja nadal walczę z piersiami... To zakażenie było dla mnie przypomnieniem bólu z pierwszych dni karmienia...

No... Także tyle przeszły moje piersi. Było ciężko. Na prawdę rozumiem osoby, które wybrały karmienie mm. Dużo łatwiej, wygodniej, no i ... nie oszukujmy się - bez wyrzeczeń. Rozumiem, ale nie pochwalam. Nadal zamierzam karmić piersią - to się nie zmieniło. Karmię i karmić będę. O!

A jak było u Was? Jaka jest Wasza 'piersiowa' historia? Czy tylko ja miałam takie "przygody"? 


17 komentarzy:

  1. Dzielna! Podziwiam za upór i gratuluję wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się nastawiam na karmienie mlekiem modyfikowanym. Jakoś nie wyobrażam siebie karmiącej swoim mlekiem. Jakoś tak już zakodowałam sobie, ale zobaczymy co będzie gdy Julia przyjdzie na świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o przypadku (znajoma znajomej) gdzie kobieta była przeciwna karmieniu piersią, nie chciała karmić, była zdecydowanie na nie, a po porodzie jej się zupełnie odmieniło i jednak karmiła.:-)

      Usuń
  3. Karmienie, eh, szkoda, że nie da się na to przygotować w jakiś praktyczny sposób. Kompletnie sobie nie radziłam, skończyło się na tym, że karmiłam Pierworodnego miesiąc z butelki, mlekiem ściągniętym z piersi, laktatorem ręcznym. U mnie też pojawił się zator, tylko nie bardzo wiem skąd.. Nie miałam takich przebojów z pękającymi sutkami, w każdym razie pierś z zatorem prawie nie dawała mleka, może z 20ml i to wszystko (przy dobrych wiatrach, nawet i dobrych kilkanaście minut męcząc cycka), a potem, ze względu na tą nierówność zauważyłam, że pojawiła się różnica w wielkości obu piersi i niestety przestałam ściągać, bo obawiałam się zwiększenia tej różnicy. Do dziś zazdroszczę wszystkim kobietom, które pomimo problemów tak dzielnie trzymają się karmienia piersią, albo nie mają z tym większych problemów. Jesteś super ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zator mógł wynikać z tego że pomyliłaś kolejność - np. dwa razy pod rząd karmiłaś z lewej, a w prawej nazbierało się mleko które nie zostało odciśnięte.
      U mnie też było tak że prawa pierś miała mniej mleka, a piersi znacznie różniły się rozmiarem. Myślałam nawet o tym aby karmić tylko z jednej, bo ta prawa jakaś trefna. No ale wytrwałam i te różnice się z czasem rozmyly. Ja zazdroszczę tym które nie miały problemów podczas karmienia piersią :)

      Usuń
  4. Te baby w szpitalu... szkoda gadać. Położną powinno się być tylko z powołania. Czym leczyłaś pleśniawki u synka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje. Albo się ma powołanie, albo się wybiera inny zawód. Hmmm wiesz co - nie pamiętam nazwy (tyle tych leków utraciliśmy), ale to był antybiotyk na receptę, a nie ten aphtin czy jak to tam. Aphtin chyba jest mniej skuteczny, chyba...

      Usuń
  5. Ojj kochana to się namęczyłaś ! Podziwiam Cię, że po tym wszystkim nadal chcesz karmić piersią ! :)

    Ja nie miałam aż takich przygód. Na początku też ciężko było małego przystawić do cyca, na szczęście pielęgniarki były niesamowite ! Chociaż drażniło mnie to, jak brały mnie za tego cyca i wpychały małemu do dziubka ! Ale jakoś poszło...po 2 tygodniach mały pięknie jadł. Oczywiście nie obyło się bez podrażnionych stuków aż do krwi, ale tylko w tym czasie, kiedy mały się uczył jeść
    Miałam cięcie i mimo tego problemów z mlekiem nie miałam. Po jakichś 3 dniach musiałam odciągać, bo było tego tak duuuużo !
    Tylko raz miałam zastój ... na szczęście szybko to zauważyłam, ale bez bólu się nie obeszło. Zabrałam swojego mężczyznę pod gorący prysznic :D Wymasował przez jakieś 10 minut i pozbyłam się tego nadmiaru ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj tak pamiętam te początki karmienia gdy jeszcze nie byliśmy z Małym zgrani, a sutki bolały i krwawily.
      Ahhh jak dobrze słyszeć że nie miałaś.problemów z laktacja mimo cięcia :))) balsam na moje... oczy ;)

      U mnie zator zrobił się już w szpitalu chyba. Możliwe że ze zmęczenia coś przeoczylam... :/

      Usuń
  6. właśnie z tego powodu ja wybrałam szpital z tytułem Szpitala Przyjaznego Dziecku, gdzie o laktację walczy cały zespół okołoporodowy. i powiem Ci, że dzięki położnym i mojemu cudownemu dziecku brodawki właściwie wcale mnie nie bolały, były tylko trochę wrażliwe i np lekko piekły przy zakładaniu stanika po karmieniu, ale tak lekko lekko. owszem, nie cały personel był super, ale wszystkie babki się starały pomóc i w sumie cały czas czułam wsparcie, że jak sobie nie radzę, mogę poprosić o pomoc, ktoś przyjdzie i na ile potrafi, to pomoże. zwykle z uśmiechem. dziękuję Bogu każdego dnia, że poszłam tam, a nie gdzie indziej, bo inaczej Mała już dawno byłaby na mm - bo mleka mojego nie było ładnych kilka dni i nie wiem czy znalazłabym siłę walczyć o laktację, gdyby nie tak przyjazny personel szpitala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prawdę cudownie że wybrałaś taki szpital (i że w ogóle takie szpitale są)!!!
      Ohh.. mnie sutki bolały nawet od tak, a co dopiero gdy zakładałam stanik. Doszło do tego że podczas wycierania się po kąpieli sutki omijalam (i w sumie nadal omijam)...

      Usuń
  7. No to miałaś przygody. Dzielna jesteś ! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze gratuluję syneczka pięknego :)
    Też miałam ciężki start z małą, mam pęknięcie odbytu które jeszcze dziś 5 miesięcy po porodzie nie daje mi spokoju, a ginekolg każe mi czekać z operacją aż minie 6 miesięcy od porodu ;/
    Na pierwszą noc też zostałam sama z małą. Byłam wykończona, szwy które mi zakładano przez 2h mnie ciągnęły, a tu na dodatek trzeba było się zajmować świerzakiem kiedy prawie nie kontaktowałam.
    Też dzwoniłam po położne za każdym razem gdy próbowałam małą na karmić, byłam dość upierdliwa z tym ;D

    Współczuję ci pękniętego sutka, boże nawet sobie tego nie wyobrażam. Ja miałam tylko ranki bo Nina na początku źle chwytała suta, ale to nic co ty miałaś...

    Muszę jednak powiedzieć że miałaś lepsze łóżko ode mnie, aż wstyd że w Szwecji gdzie duże podatki idą na służbę zdrowia, w szpitalach mamy taki kiepski sprzęt....

    Pozdrawiam i dodaję się do twoich obserwatorów :)
    http://xweetlie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O raaany! Pęknięcie odbytu? Mi profilaktycznie nacieli krocze. Ech, ja pęknięty sutek, Ty pęknięty odbyt :/ No ale ważne że po części mamy to już za sobą.
      No łóżko było w porządku. Ale bólu niestety nie zabierało ;).a szkoda!
      Ja już od dłuższego czasu obserwuje Twojego bloga. Spędziłam wiele wieczorow oglądajac Twoją wyprawkę dla małej :)))

      Usuń
  9. Oczywiście nie chodzi mi o to aby kogoś straszyć lub zniechęcać. Karmienie piersią to wspaniała rzecz!!! Te oczka wpatrzone we mnie gdy wcina... ten uśmiech podczas jedzenia... te dźwięki które Jaruś wydaje gdy je :) aaahhhh!!! Po prostu nie dla każdego karmienie piersią jest proste. Dla mnie wręcz było ciężkie, ale było warto to wszystko przetrwać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczerze mówić przerażają mnie te historie karmiących Matek i problemów z sutkami, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma tak samo i człowiek jest więcej przetrwać niż się wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rany. Za miesiąc poród, trochę mnie wystraszyłaś... Liczę jednak, że sobie poradzę bo bardzo chciałabym karmić piersią.

    OdpowiedzUsuń