środa, 11 września 2013

Nowa strona o CUKRZYCY na blogu oraz kot Zenon i TOKSOPLAZMOZA

Ważna informacja: na blogu znajduje się strona (na samej górze) "Cukrzyca ciążowa" - jest to miejsce w którym opisuję jak to było u mnie z tą cukrzycą, podaję informacje odnośnie cukrzycy w ciąży - o glukometrach, pomiarach, badaniach, diecie, generalnie o wszystkim. Jest też sporo przydatnych porad. Są tam także przepisy na pyszne 'cukrzycowe' dania. Jednym słowem: kącik dla słodkich mam. 
Zapraszam :)

Jako bonus dodaję tutaj zdjęcie członka naszej rodziny czyli śpiącego kota imieniem Zenon :D Mam nadzieję że lubicie koty :)

  Aaaa! Bym zapomniała!!! Dobrze że zdjęcie Zenona mi przypomniało. 
Miałam napisać o TOKSOPLAZMOZIE. Co to jest toksoplazmoza nie będę pisać, bo albo każdy wie, albo bardzo łatwo sobie sprawdzi w Internecie. Ogólnie rzecz biorąc jest to choroba, której lepiej nie mieć będąc w ciąży. Od tego co to dokładnie jest ważniejsze jest to: JAK SIĘ MOŻNA NIĄ ZARAZIĆ?

Zacznijmy od scenki:
- "O jejku! Jesteś w ciąży i macie kota?! I co teraz? Gdzie go oddacie?". 
- Yyy... Nigdzie? Zostaje w domu, jest członkiem naszej rodziny.
- No ale alergia, no i TOKSOPLAZMOZA!!!!
...
 Alergia to oddzielny temat, najpierw zajmijmy się tokso. Wśród ludzi krąży legenda, że tą chorobą można się zarazić od kota.Czy to prawda? I tak i nie. Owszem - kot jest "żywicielem ostatecznym", czyli od niego najłatwiej się zarazić. ALE: Po pierwsze: nie każdy kot jest nosicielem choroby. Po drugie w przypadku kota domowego nie wychodzącego na dwór nie ma szans na zarażenie. A nawet jeśli kot jest "wychodzący" to najgroźniejsze jest to po czym chodzi czyli ziemia (dlatego też kobietom w ciąży zabrania się wykonywania prac w ogrodzie!). Ale myślę, że i w tym przypadku "szanse" na zakażenie są niewielkie ponieważ... koty non stop się myją (mój właśnie teraz to robi), poza tym jest małe prawdopodobieństwo że kot trafi AKURAT na tą skażoną ziemię. Dobra, zostawmy ziemię w spokoju. Największym zagrożeniem są... warzywa i owoce. A właściwie nie same warzywa i owoce, co zarażone szczury które potencjalnie mogły grasować np. po warzywniaku lub sklepie w którym się zaopatrujemy w żywność. Co ma piernik do wiatraka? Otóż szczury są najczęstszymi nosicielami toksoplazmozy (ekspertem nie jestem, ale tak słyszałam i temu ufam). I to pewnie stąd podejrzenie padło na koty, bo niby koty jedzą szczury. Wiejskie koty, albo bezdomne szwędacze może i tak, ale... Np. mój kot nie jada karmy z kurczakiem bo mu nie pasuje, w grę wchodzą tylko takie rarytasy jak tuńczyk, płastuga, łosoś i inne takie (Panicz jeden!). Z resztą to "drapieżnik" który ma obrożę z dzwoneczkiem, no i potrafi się wystraszyć nawet przelatującego ptaka. Dodatkowo mój kot nie ma zębów - stracił je w walkach z kotami lub w innych niewyjaśnionych okolicznościach. Także jak sobie pomyślę że taka szczerbata "bestia" miałaby najpierw złapać, a później jeszcze zjeść szczura to już chce mi się płakać ze śmiechu :D No ale dobra, wracam do tematu. Na czym to ja? A tak, szczury! Czyli szczury grasują po warzywniaku, załatwiają się i przez to zarażają owoce i warzywa. Dlatego TAK WAŻNE jest żeby dokładnie myć warzywa i owoce przed ich zjedzeniem lub przyrządzeniem !!! 
Oczywiście nawet lekarze nie zawsze wiedzą o tym wszystkim co przed chwilą napisałam i nawet wśród nich krąży legenda o kotach nosicielach. Ba, nawet weterynarze nie zawsze mają siłę na prowadzenie batalii o to czy koty zarażają czy też nie. Oczywiście jakieś tam prawdopodobieństwo że zarazimy się od kota istnieje, ale to nie znaczy że musimy się go pozbyć na okres ciąży lub na zawsze. Wystarczy na czas ciąży kuwetowe obowiązki przerzucić na kogoś innego np. na (zapewne zachwyconego tym faktem) partnera :) 
Ja tak zrobiłam :) 
No i kolejna przypowieść z mojego życia:
Gdy byłam w wieku przedszkolnym to miałam kota. Będąc w ciąży zrobiono mi badania na toksoplazmozę, ponieważ jest też taka ewentualność że w przeszłości przechodziło się już toksoplazmozę, ma się przeciwciała i do ponownego zakażenia nie dojdzie, czyli dobra nasza. W moim przypadku badanie wykazało, że ani nie przechodziłam toksoplazmozy, ani aktualnie nie przechodzę. Czyli: to dowód na to, że na prawdę rzadko się zdarza, żeby kot był nosicielem toksoplazmozy. 
Dobra, koniec wykładu, dziękuję za uwagę i do zobaczenia "w następnym odcinku" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz