Mam nowe - blogowe postanowienie.
Postaram się nie pisać tak długich felietonów jak dotychczas.
W 'realu' jestem gadułą, pewnie stąd te długie wpisy.
No i widocznie za dużo myślę, a później swe myśli staram się uporządkować przelewając je tutaj.
Koniec z tym! Koniec z tasiemcami! Koniec z notkami długimi jak Moda na Sukces!
Koniec z wątkami przepełnionymi informacjami!
Od teraz będzie w miarę krótko i rzeczowo.
No i trochę mniej suchych informacji, więcej wydarzeń z życia.
Będzie bardziej szczerze, intymnie, osobiście, po prostu bardziej ciepło...
A jak w końcu naprawię Panicza Canona, to i więcej zdjęć będzie :)
Aj promis!
---
Kiepsko dzisiaj spałam. Kotuch jest chory :( Podejrzewam że zaszkodziła mu karma.
Nie chciał jej jeść, siedział tylko przed miską, a durna Pańcia wyśmiewała się,
że kot - filozof się pewnie zastanawia: "Czy ta miska jest do połowy pełna, czy do połowy pusta?".
I Pańcia nie chciała dać innego żarcia.
Nie chciała bo myślała że kot wybrzydza - "wybredny Panicz",
a przecież mieliśmy uskuteczniać Tryb Oszczędnościowy.
...
Także najpierw nie mogłam zasnąć, później sprzątałam przedpokój,
następnie głaskałam kota i znów nie mogłam zasnąć.
Jaki mój kot jest mądry - pohaftował się w przedpokoju,
na podłodze, a nie w pokoju lub co gorsza na łóżku.
I za to go m.in w nocy głaskałam.
I nikt mi nie powie że kota się nie da wytresować... Bo się da!
Tresowałam psy, a teraz i kota dałam radę. Mądra ja.
...
Główny podejrzany: żarcie dla kotów
Dalsze działanie: głodówka.
Tryb: postanowione!
Ale później...
Zenuch mnie błagał.
Patrzył na miskę i "miau", patrzył na mnie i " miau".
Wlepiał te wielkie ślepia i "miau".
Mlaskał i się oblizywał i "miau".
Nie wytrzymałam: dałam karmę (tym razem inną) z nadzieją że mu przeszło.
Nie przeszło.
Żygosław na całego.
Biedny Kocurro...
A teraz siedzę przy komputerze, pod kocem
i piję pyszną karmelową Inkę.
A pod kocem, u mych stóp kot.
Czarno - biała kulka z kota.
Nie odstępuje mnie na krok.
A mi się serce kraja.
Biedny, kochany Kocurro.
Ech, to chyba swego rodzaju rozgrzewka przed macierzyństwem...
Jak tak dalej pójdzie to niestety - "Weteryniarz" (jak to moja babcia mówi).
Ech.
Zmiana mi się podoba. W necie jest dużo stron z takimi suchymi informacjami. :) Lepiej się czyta, co komu gra w duszy. :)
OdpowiedzUsuńOtóż to :) Mniej informacji, więcej uczuć i myśli :)
OdpowiedzUsuń