środa, 11 września 2013

Małe sprostowanie

Chciałabym coś dodać. Coś ważnego.

Na początku traktowałam tego bloga bardziej jak pamiętnik ciąży, coś bardziej dla siebie niż dla innych, jakiś taki prywatny zakątek w Internecie - jeżeli ktoś wejdzie i skomentuje to super, jak nie, to za jakiś czas sama chętnie przeczytam tego bloga.
Później myślałam o poradach dla przyszłych mam, o recenzjach kosmetyków i gadżetów dla dzieci itd (i oczywiście o tym też będzie można tutaj poczytać).
A dopiero później_później postanowiłam że napiszę także o cukrzycy ciążowej, ponieważ jest to temat TABU, w Internecie jest wiele nieścisłości i luk, a w mojej głowie kłębi się wiele przemyśleń na temat cukrzycy, jej rozpoznania, leczenia itd.
No i tutaj czuję, że muszę napisać, żeby nie było żadnych niejasności: nie jestem specjalistą w dziedzinie cukrzycy,  piszę to co myślę i czuję, opisuję swoje perypetie, dzielę się zdobytą (często nie łatwo zdobytą) przez siebie wiedzą i doświadczeniem. Chciałabym udzielać wsparcia słodkim mamom, ponieważ moje początki z cukrzycą nie były słodkie. Jeżeli popełnię jakiś błąd, to proszę poprawcie mnie, będę bardzo wdzięczna. Jeżeli macie własne zdanie na dany temat to napiszcie w komentarzach, chętnie wysłucham Waszych opinii, z dyskusji można wiele wyciągnąć.

No dobra, a teraz koniec tych ogłoszeń parafialnych ;) Czas na coś miłego:


Oto pierwsze zdjęcie Naszego SYNKA - wymarzonego synka! Ha! I już wiecie dlaczego blog jest niebieski :) Maluch był wtedy małym Robaczkiem, to był bodajże 8 czy 9 tydzień (wiadomo: inaczej według OM, inaczej według badania ultrasonograficznego).
Do końca życia zapamiętam to pierwsze USG, pierwsze odgłosy bicia serduszka oraz moment w którym mocno się wzruszyłam, spojrzałam na męża i zobaczyłam w jego oczach łzy, takie same jak moje :)

4 komentarze:

  1. oj tak... pierwsze USG to były magiczne chwile. Wtedy dopiero uwierzyłam, że Maleństwo rzeczywiście tam jest :) pamiętam że się popłakałam, a pan doktor pytał : widzi Pani paluszki? a moje załzawione oczy nie mogły niczego dostrzec i pan doktor powiększył obraz maksymalnie i policzył wszystkie pięć paluszków :) Drugi raz ryczałam na kolejnym USG, gdzie okazało się, że będziemy mieli upragnioną córeczkę!

    Pisz o wszystkim co przyjdzie Ci do głowy i dziel się swoimi radościami i obawami. Kiedyś z radością przeczytasz te wpisy :) Może swojemu synkowi...

    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei nie słyszałam co się do mnie mówi - tak byłam wzruszona i zapłakana :) Nie mam pojęcia czy i w razie czego co Pani doktor do mnie wtedy mówiła. Ja też się wzruszałam na USG gdy dowiedzieliśmy się że będzie wymarzony synek. Obydwoje mieliśmy wtedy banany na twarzy i to na bardzo długo :D Jak trochę się ogarnę po dzisiejszych wizytach, to poczytam uważnie Twojego bloga bo widzę że jest warto :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam jak dziś moje pierwsze USG. Niestety mąż mi nie towarzyszył (na początku ciąży chodziłam do lekarza na NFZ i jemu byli nie na rękę tatusiowie w gabinecie :/). W 25 tc przepisałam się prywatniei dopiero wtedy dowiedziałam się, że też będzie wymarzony synuś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei na pierwszym USG byłam prywatnie (właściwie to byliśmy), a aktualnie chodzę na NFZ. I jakoś ani tu, ani tu nie było problemu z asystowaniem męże przy badaniach. A tylko by spróbowali robić problemy... Ale "co kraj to obyczaj", także zapewne trafiłaś na jakiegoś staromodnego albo po prostu markotnego lekarza :/ A szkoda :(

      Usuń