piątek, 15 listopada 2013

Czuję miętę

Melduję się, że żyje ;) I jeszcze nie rodzę.

Od dłuższego czasu mam "fazę" na miętę. Wielką fazę. Skusił mnie jej zapach, a smak tak bardzo zasmakował, że mogłabym ją pić hektolitrami. Bałam się, że może źle robię, że może nie powinno się jej pić w ciąży. No ale poddałam się swojemu instynktowi stwierdzając, że skoro organizm jej tak mocno potrzebuje, to chyba nie powinna zaszkodzić. I nawet nie sprawdzałam jakie właściwości ma mięta.  Wiedziałam że dobrze działa na układ trawienny, słyszałam też że podobno hamuje laktacje, ale to wszystko.
Dopiero teraz, gdy na forum cukrzycowym wyczytałam że możliwe że mięta obniża stężenie cukru we krwi zaczęłam się mocniej zastanawiać nad jej działaniem.
  
Znalazłam mądrą informację o tym, że
"Zielone miętowe listki zawierają w sobie bogactwo aromatycznych i pożytecznych składników, takich jak olejek lotny, kwas askorbinowy, karoten, rutyna, apigenina, betaina, kwasy oleanowy i ursulowy. Zawierają także witaminy C i A oraz żelazo, wapń, potas, magnez". 
Łał! Nieźle! Wyczytałam też, że faktycznie - herbata miętowa może obniżać ciśnienie oraz poziom cukru we krwi. Co do laktacji: podobno działa lekko hamująco, ale w moim przypadku chyba się nie sprawdza, bo mimo picia mięty nadal mam siarę, ostatnio nawet mnie trochę zalało... 
Na każdej stronie znajduje się też zalecenie, aby skonsultować się z lekarzem przed stosowaniem jakichkolwiek ziół w okresie ciąży. Tak też zrobię - jak dotrwam do wizyty, to porozmawiam sobie z Panią doktor o mięcie. Postaram się ograniczyć ilość wypijanej mięty, ale nie będzie łatwo, bo na prawdę mocno mnie do niej ciągnie, żadna inna herbata mi tak bardzo nie smakuje... No nic - oby do wizyty...

A co u mnie...?
Wczoraj baardzo dużo zrobiłam: obiad na dwa dni (placki po węgiersku :D),
troszeczkę sprzątałam, wyparzyłam laktator, wstawiłam i rozwiesiłam pranie,
wyprasowałam ostatnią partię ubranek (plus kilka bluzek męża, wiadomo),
przejrzałam i posegregowałam ciuszki Małego, sprawdziłam torbę dla Juniora do szpitala,
kosmetyki Malucha włożyłam do małej kosmetyczki, no i po raz kolejny
wyprasowałam ubranka do szpitala, bo zdążyły się pognieść (tak, nieźle mi odbiło).
Poukładałam też wszystko w komódce, na nowo, tak żeby było ładniej, wygodniej, lepiej.
No i oczywiście nie obyło się bez zapłaty za to wszystko:
straszliwy ból kręgosłupa, taki którego jeszcze nigdy wcześniej nie miałam.

Możliwe że przesadziłam, ale nie potrafiłam inaczej. Po prostu...
Przedwczoraj czułam coś dziwnego tam na dole, myślałam że to może poród.
Ale to chyba Mały sprzedał mi kopniaki w jakimś nowym, nieodkrytym miejscu.
Dodatkowo zrobił to mocno, mocniej niż dotychczas i jakoś tak regularnie. Artysta jeden!
M. prosił żebym się już położyła, odpoczęła, także resztę wieczoru przeleżałam.
I oczywiście myślałam o tym co muszę jeszcze zrobić, z czym chciałabym jeszcze zdążyć.
No i poczułam wielką potrzebę wykonania wszystkich swoich założeń i planów.
Miałam sobie rozłożyć te swoje misje na kilka dni, ale chęć zrobienia tego wszystkiego była silniejsza.
A teraz tak sobie myślę, że jakby spacerowanie, chodzenie po schodach i sprzątanie
miało przyspieszać poród, to powinnam urodzić już dawno temu...

A dziś... relaks. Obiad gotowy, większość czynności z listy wykonana, zostało mi tylko przejrzenie swojej torby do szpitala, dopakowanie ostatnich rzeczy takich jak laktator i wyniki badań i w sumie... Ale NIE, jeszcze nie, jeszcze nie mogę rodzić ;)
We wtorek ostatnia wizyta, chcę na nią iść, muszę odebrać resztę wyników badań, poprosić Panią doktor o to aby poleciła jakiegoś innego endokrynologa i zapytać o miętę. Po wtorku mogę rodzić... O! A już najlepiej po 22.11, bo wtedy Mały będzie strzelcem, a nie skorpionem.
Ubzdurałam sobie, że wolę strzelca. A wiadomo - jak baba sobie coś ubzdura to już koniec ;)


15 komentarzy:

  1. To się nazywa - matka spodziewająca się dziecka i przygotowująca się do porodu :)
    Do tego syndrom wicia gniazda się pojawił - widać, że mały wkrótce ma się pojawić na tym świecie :)
    Już się doczekać nie mogę, aż pokażesz nam Juniora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj syndrom wicia gniazda towarzyszy mi już od dawna... Albo systematycznie mnie dopada ;)
      Hehehe, miło mi że czekasz na Juniorka :) Achhhh ja już nie mogę się doczekać...
      Dzisiaj był ciąg dalszy wczorajszych wariacji: przegląd ubranek i podzielenie ich na 3-6, 6-9 miesięcy, oraz na całą resztę od 9 w górę (nawet do 2 lat!). Ale się nazbierało... Przejrzałam też torbę szpitalną, ciuszki dla Małego na wyjście itd. No cóż - mama lekko zwariowana ze mnie jak widać :D

      Usuń
  2. Ojejku nie można pić mięty i ziół w ciąży ?! A to czemu? Nie spodziewałam się i już sobie myślę, że jak będę w ciąży to zioła są zdrowe więc będę się nimi ratować na mdłości i bóle brzucha :) A tu mnie zaskoczyłaś.
    Ja też lubię wypić sobie miętę, czasem 1 filiżankę dziennie a czasem raz na kilka dni.

    Kochana, z tego co piszesz to Ty w ogóle się nie oszczędzasz...masz rację jak takim sposobem ma nie boleć Cię kręgosłup?! Za dużo robisz na raz ;)

    Oszczędzaj się.... :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można! Można! Nie pisałam nigdzie, że nie można. Po prostu z umiarem - jak we wszystkim ;) Tylko najlepiej powiadomić o tym lekarza. No i myślę że jeżeli mięta faktycznie obniża ciśnienie, to w dużych ilościach nie jest wskazana dla tych o niskim ciśnieniu.
      Ja po prostu się boję że przesadzam z ilością wypijanej mięty - czasem nawet cztery kubki. A gdybym mogła to bym ją piła non stop... Dlatego muszę się zapytać pani doktor.

      Nie oszczędzam się, bo wiem że Mały mocno się trzyma kręgosłupa, hehe ;)
      Nie no, a tak serio - zdaję sobie sprawę że czasem przesadzam, że nie umiem odpoczywać... Widocznie dopadł mnie syndrom wicia gniazda, ale jakiś taki zmutowany... No bo nie wiem jak to inaczej wyjaśnić.
      Oczywiście gdyby coś złego się działo, gdybym miała zalecenie leżenia, to na pewno bym na siebie mocno uważała....

      Usuń
    2. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi ;)

      Usuń
  3. Ej co masz do Skorpionów? ;> ja jestem skorpionem;) Ale też sobie ubzdurałam, że wolałabym, żeby mój Michał był lwem a nie panną:P widzisz, coraz więcej wspólnego mamy?;) Miał urodzić się 21.08 więc musiałby się urodzić przed, w lub jeden dzień po terminie, żeby spełnić moją zachciankę, niestety zrobił psikusa i urodził się aż 8 dni (!!!) po terminie i jest panną;/ no ale cóż..i tak jest fajny:)

    P.S kochana powiedz mi czy kosmetyki HIPP dla twojego synka ładnie pachną? Szukam czegoś z dobrym składem i takiego o "dzidziusiowym" zapachu :P Teraz używamy Skarbu Matki, ale te kosmetyki praktycznie wcale nie pachną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehehehe :) Znam wiele wspaniałych skorpionów, także nic do nich nie mam. Wielu znajomych cieszyło się że urodzi nam się skorpion, bo podobno skorpiony, szczególnie jedynaki to wspaniałe osoby. Hehe, wiadomo ;) Z tym że owi znajomi się pomylili - 28.11 to już strzelec :) No ale w swoim otoczeniu mam jeden przykład baardzo ciężkiego skorpiona, także chcę aby Mały urodził się jak najdalej daty urodzenia wspomnianego skorpiona ;)

      Co do panny - to także wspaniały znak :D Mój M. jest panną :) Także Michałek musi być fajny ;) No ale jak już napisałam - jak "baba" sobie coś ubzdura, to już koniec ;)

      Jak dla mnie produkty Hipp troszeczkę za mocno pachną, to jest jedyny minus jaki w nich dostrzegam. No ale podobno jest to nieuczulająca substancja zapachowa (no fakt - żadnej alergii nie dostałam, a jestem wrażliwcem), także jeżeli tylko nos da radę się przyzwyczaić, to nie powinno być problemów :) Aż wzięłam do ręki krem i go powąchałam. I stwierdzam, że już się przyzwyczaiłam do tego zapachu. Kto wie - może za parę lat będę go uwielbiała, bo będzie mi przypominał początki życia naszego Stworka? :)


      Usuń
  4. Pakowie toreb to u mnie za wcześnie na to. Nie mam nawet jeszcze nic kupionego. Ale też ostatnio coraz bardziej zastanawiam się nad tym wszystkim. No i oczywiście powodzenia kochana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u Ciebie faktycznie za wcześnie. Chociaż powiem Ci że ja nie pamiętam kiedy zaczęłam się pakować. Wiem tylko że bardzo wcześnie. No ale ja to ja - na mózg mi siadło i tyle :D

      Nie dziękuję, żeby nie zapeszać ;)
      A ja Tobie życzę zdrówka i wspaniałego przebiegu ciąży :)

      Usuń
  5. Uwielbiam mięte, ale ... wąchać :) Albo do wody trochę sobie dodać w lecie :) Mmmmmm... Masuję plecki, masuję (mimo, że nie umiem ;)) Ty wiesz, że to już się może na dniach rozegrać? Ojej! Ciotka jest podekscytowana! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby wiem, ale tak na prawdę to do mnie dojdzie chyba dopiero wtedy gdy wszystko się zacznie. Zastanawiam się nad tym czy by od środy nie zacząć działać w kierunku wyklucia Małego...
      Jaka ciotka? Ciotka klotka. Ciocia! Ciociunia! ;)
      Buziakiiiii

      Usuń
  6. U mnie też się uaktywnia syndrom! Kiedyś potrafiłam wysprzątać całą łazienkę po kąpieli wieczornej, a mój M tylko doglądał i patrzył czy abym nie zwariowała? :) Często mnie goni żebym odpoczywała, ale ja nie umiem tak. Muszę coś robić, mam nadzieję, że nie wywołam tym wcześniej porodu. Od przyszłego tyg planuje zwolnić ;D (34 tc) Ale kurczę, zawsze jest coś, co trzeba zrobić koniecznie tu i teraz ;D
    No powiem Ci, że moja ciocia przyszła po terminie do szpitala i powiedziała położnym, że ona dziś chce rodzić i będzie rodzić! No i urodziła! Cały jej pobyt w szpitalu położne komentowały, że jak się baba uprze, że będzie rodzić to urodzi :D Ja też tak chcę :D
    I mi się ostatnio zachciało mięty!! Od czasu do czasu pije, ale z ziołami raczej trzeba uważać w czasie ciąży. Poza tym bez przerwy zioła można brac tylko 2 tyg. Zapytaj lekarza jeśli dużo jej wypijasz. Ja tak 2 filiżanki w tyg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo jest ktoś kto mnie rozumie! Ja też się ostatnio rzuciłam na łazienkę. A jak już sprzątałam łazienkę to i kibelek, a jak kibelek, to pozamiatałam... To idzie lawinowo :D
      34 tydzień? Oj w takim razie uważaj, uważaj. Mi też mówiono żeby uważać, więc troszkę przystopowałam, ale wiadomo - bezczynnie też nie siedziałam ;)
      Uparła się że chce urodzić i akcja sama się rozpoczęła? Czy dali jej oksytocyne i jakoś wywoływali? :D
      Ja mam o tyle dobrze, że też mogę sobie pójść i powiedzieć "już", bo teściowa już nawet wczoraj się śmiała że jak coś to ona i moja położna mają dyżur także jak chce to mam przyjechać :D Śmiały się tylko, ale wiem że jakby co wszystko da radę załatwić. Z tym że ja wolę naturalnie, zupełnie naturalnie, samoistnie...
      Zapytam, zapytam o miętę. Nawet z czystej ciekawości. Zastanawiam się czego takiego mój organizm potrzebuje z tej mięty. Czy o ciśnienie chodzi, czy o cukry, czy zwyczajnie o smak i zapach? Bo witamin raczej nie, bo morfologia i inne badania obłędnie dobre.

      Usuń
    2. O zachciankach w ciąży czytałam gdzieś ostatnio, że to nie do końca jest tak, że organizm czegoś potrzebuje, czy czegoś nam brakuje, itp. Daną potrzebę można też zaspokoić w inny sposób, dany produkt spożywczy innym zdrowszym. Ale artykuł był raczej o tych niezdrowych zachciankach. Np. czekoladę, w której jest dużo magnezu i żelaza można zastąpić szpinakiem...
      Akcja rozpoczęła się rzeczywiście po podaniu oksytocyny i wymasowaniu piersi :) Ale mimo wszystko, nie zawsze musi się zacząć po oksy. Zresztą urodziła ekspresowo. W chwili przyjścia do szpitala KTG nie wykazało najmniejszych objawów porodu (ok 11.00). Położne podały oksytocynę i zrobiły masaż - nadal nic. Pół godziny później wody odpłynęły i w ciągu 1.5 godziny urodziła się Lenka :) No ale to był trzeci poród.

      Usuń
    3. Hmm.. zastanawiam się co napisać żeby dobrze wyjaśnić o co mi chodzi.
      Nie chodzi mi o zachcianki pt. fast food, albo cała tabliczka czekolady, nie chodzi o zachcianki widzimisię, z racji tego że jestem w ciąży i wszystko mi wolno, nikt się nie sprzeciwi więc mogę jeść. W takich przypadkach owszem - warto szukać zamiennika. Choć myślę że tego typu zachcianki rzadko kiedy są odzwierciedleniem prawdziwych potrzeb organizmu (znaczy potrzeba jest, ale psychiczna), z resztą po zamienniku dana osoba nie poczuje spełnienia także to trochę bez sensu.
      Chodzi mi o takie prawdziwe potrzeby, które jednak uważam coś oznaczają, organizm jakiegoś składnika potrzebuje. O potrawy, które wcześniej nie smakowały, a nagle zaczęły smakować... No mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś :)

      No właśnie, oksytocyna. Ale i tak fajnie, że ciocia się uparła i postawiła na swoim, a wszystko się poszło ładnie i dobrze się zakończyło :)

      Usuń