wtorek, 12 listopada 2013

Tryb Oszczędnościowy


Kilka dni mnie nie było, przepraszam.
Po prostu dużo zajęć, później długi weekend więc
wiadomo że odpoczynek, spędzanie czasu z M.
oraz obiadki u teściowej...
No nieważne, już jestem :)

Dzisiaj chciałam napisać o czymś ważnym. O Trybie Oszczędnościowym który wprowadziłam do naszego budżetu.
Narzuciłam go samej sobie, bo po pierwsze zbieramy na nowy samochód, po drugie nie chcę czuć się totalnie bezużyteczna jak pasożyt, po trzecie bardzo szanuje ciężko zarobione przez męża pieniądze.
A samochód... Musimy kupić lepszy, bezpieczniejszy, taki którym spokojnie będzie można wozić Małego Stworka. M. ma już dosyć starego samochodu - do pracy się nadaje, ale do wożenia dziecka niekoniecznie. Myślę że to taki jego punkt honoru, aby kupić nowe auto godne Stworka. Rozumiem go i wspieram, chciałabym aby zakup był jak najszybciej możliwy.
Niestety - życie jest drogie, duża część wypłaty idzie na jedzenie, no i co chwilę spod ziemi wyrastają jakieś nowe konieczne wydatki.
Parę razy usłyszałam już słowa "Jak tak dalej pójdzie to chyba będę musiał poszukać drugiej pracy". Po tych słowach czułam się bardzo źle, czułam się winna, że wydaje kasę, że nie możemy odłożyć na auto. M. wyjaśnił że nie chodzi o to, że ja wydaje (no w końcu nie kupuję żadnych pierdół), tylko że to on widocznie za mało zarabia i tyle. Ryczałam. Ryczałam, bo nie chcę aby M. źle się czuł, nie chcę by nawet myślał o podjęciu drugiej pracy. Kiedy miałby chodzić do drugiej pracy - w nocy? Już i tak dużo pracuje, każdego dnia za nim tęsknie i ubolewam nad tym że musi tak ciężko pracować, a co dopiero... Nie, nie, nie jestem w stanie dłużej o tym myśleć.
Po prostu wprowadzenie Trybu Oszczędnościowego było konieczne. Ale na czym ten cały TO polega? O co chodzi?


Przemyślałam pewne rzeczy, oraz wyszukałam sposoby na to, aby zaoszczędzić parę groszy.
Opracowałam pewien plan. Najłatwiej mi będzie opisać wszystko w podpunktach:

1. Pierdoły.
- W którymś z postów już pisałam o tym, że ciąża bardzo mocno mnie zmieniła. Nie wydaje już bezmyślnie pieniędzy, z założeniem "a co dalej to zobaczymy". Nie trwonię kasy na niepotrzebne pierdoły, zastanawiam się nad każdym zakupem.
- Kupuję tylko to czego na prawdę potrzebne np. nie kupuje kolejnego korektora lub podkładu "bo super nowość", "bo ciekawe czy działa", "bo tak fajnie reklamowany", tylko najpierw przeglądam to co już mam. Nowy produkt kupuję tylko wtedy gdy poprzednie będą na wykończeniu. Należy pamiętać że kosmetyki także mają określony czas przydatności, także takie postępowanie tym bardziej ma sens. Jeżeli na prawdę czegoś potrzebuję, to staram się wybierać sprawdzone produkty, które wiem że mnie nie zawiodą.
- W przypadku ubrań (nawet z SH) przed dokonaniem zakupu zastanawiam się kilka razy czy aby na pewno będę chodzić w danej rzeczy. Do wszelkich zakupów podchodzę z rozwagą, spokojem i rozsądkiem.
- Oczywiście jestem kobietą, zakupy sprawiają mi ogromną przyjemność, najzwyczajniej w świecie poprawiają humor. Jak większość kobiet - tak już mam. Ale... Nauczyłam się bardzo ważnej rzeczy. Potrafię cieszyć się z drobiazgów. Aby poprawić sobie humor wystarczy mi pięknie pachnący żel pod prysznic, albo ulubiona Inka. To dziwne, wiem...

2. Uroda.
- Mam to szczęście, że sama potrafię sobie zrobić porządne SPA, paznokcie, makijaż, wyregulować brwi itd. W końcu jestem kosmetyczką. A to duża oszczędność. Także oszczędność moich nerwów - po tym co przeżyłam przed ślubem zwątpiłam w umiejętności niektórych kosmetyczek (oj baardzo zwątpiłam), nie ufam innym, sama najlepiej zadbam o swój wygląd. Ech, zostawię ten temat bo aż mnie krew zalewa...
- Włosy. Kiedyś mogłam powiedzieć że włosy to moja pięta achillesowa. Znam się na paznokciach, znam się na makijażach, na masażu, na zabiegach, na depilacji, na różnych takich... Ale włosy to była czarna magia.
Chodziłam do fryzjera. Niestety kilka razy się tak mocno przejechałam, że postanowiłam farbować włosy na własną rękę. Bo czy wydawałam 70 zł, czy 300 efekt mnie nie zadowalał, był bardzo daleki od ideału oraz od mojego wyobrażenia. Niedociągnięcia były na tyle duże, że uznałam że koniec z fryzjerami. Zraziłam się, przejechałam, zawiodłam.... i to bardzo. Bo po co mam wydawać 300 zł skoro efekt jest taki sam (albo i gorszy) jak po zwykłej drogeryjnej farbie? Płacąc 300 zł wymagam jednolitego koloru, nie wpadającego w rudości (jasno określiłam swoje oczekiwania), oraz dbania o kondycje moich włosów. Tymczasem otrzymuje nierówny, rudawy kolor, a włosy mam wyszarpane i powyciągane za wszystkie czasy. No ratunku! I tak też już jaaakiś czas temu zaczęłam czytać blogi włosomaniaczek, pogłębiać wiedzę o pielęgnacji włosów oraz obserwować swoje włosidła. Farbuję włosy sama, jak na razie farbami drogeryjnymi, ale myślę o przerzuceniu się na linie profesjonalne (mam jedną na oku). Sama sobie podcinam włosy, albo proszę o to swoją własną, prywatną mamę. Czyli... zamiast 70, czy nawet tych cholernych 300 których nie mogę przeboleć wydaję 20 zł na farbę drogeryjną. A efekt - lepszy niż po wyjściu od fryzjera.

3. Zakupy
- Najprostszym sposobem na zaoszczędzenie pieniędzy, a przynajmniej na uniknięcie bezmyślnego wkładania produktów do koszyka jest wybieranie się na zakupy z pełnym żołądkiem. Gdy na zakupy idziemy głodni, wtedy kupujemy o wiele więcej, dodatkowo wybieramy niezdrowe produkty. Jest to potwierdzone badaniami. 
- Ponadto na zakupy staram się wybierać z listą potrzebnych produktów, a później staram się jej trzymać ;)
- Posiłki komponuję tak, aby nie przegapić terminu ważności żadnego produktu. Opróżnianie lodówki zaczynam od produktów z krótką datą ważności.
- Słyszałam też o pewnym sposobie na zaoszczędzenie. Rzecz dotyczyła mięsa, bo jak wiadomo mięso to jeden z droższych produktów. Pomysł polegał na tym, aby wyznaczyć sobie daną sumę pieniędzy w miesiącu np. 100-150 zł, następnie wykonać zakupy za tą kwotę w mięsnym. Należało zrobić zapasy mięsa na cały miesiąc dla całej rodziny. Następnie przychodził czas na porcjowanie zakupów, a następnie zamrożenie. Dzięki temu możemy kupić produkty w najtańszym sklepie (bez konieczności kupowania na szybko, w najbliższym, niekoniecznie najtańszym mięsnym), ponadto nie musimy się martwić co włożymy do garnka, po prostu sięgamy do zamrażalnika, wybieramy to co akurat mamy ochotę przygotować, następnie rozmrażamy. Myślę że przy małym dziecku ma to szczególny sens. Także czemu nie? Może spróbuję? A co Wy o tym myślicie?
- Jeśli chodzi o koszt produktów. Warto porównywać ceny w różnych sklepach. Wiadomo - w Internecie jest o wiele łatwiej - jest allegro, jest ceneo... Sprawa wygląda trochę drożej jeśli chodzi o "normalne" sklepy, szczególnie markety. Jeżeli chcielibyśmy kupić wszystkie produkty w najniższych cenach, to musielibyśmy obskoczyć kilka różnych sklepów. W każdym sklepie są produkty które opłaca się kupować, oraz te których się nie opłaca. Z tym że musimy pamiętać że jeżdżąc po różnych sklepach wydajemy dodatkowo kasę na paliwo. Obskoczenie paru sklepów ma sens wtedy, gdy i tak występują one na naszej trasie. Ale i wtedy musimy się liczyć z pewnym wydatkiem - czasu. 

4. Kosmetyki
- Staram się kupować sprawdzone produkty. Ale oczywiście zdarza się tak, że chęć zmiany, oraz  wypróbowania nowego produktu zwycięża. Niestety nie zawsze wychodzi mi to na dobre. Niekiedy trafiam na totalne buble. Co wtedy? Jeżeli dany produkt nie sprawdził się w jednej dziedzinie, to przeznaczam go do czegoś innego. Już chyba w którym wpisie pisałam o tym, że skład szamponu do włosów i żelu pod prysznic może być taki sam, jest to tylko nazwa produktu, przeznaczeń może mieć o wiele więcej. I tak też: jeżeli załóżmy jakaś odżywka do włosów się nie sprawdzi, wtedy daję jej drugą szansę korzystając z niej w inny sposób, jeżeli nadal nie służy moim włosom, wtedy... zostaje przemianowana na balsam do golenia. Ułatwia golenie, zapobiega podrażnieniom, nawilża. No i przede wszystkim nie ląduje w koszu, czyli dobra nasza.
- Poszukuję tanich, a dobrych produktów. Bo jak już pisałam przy okazji kosmetyków dla dzieci - tanie nie znaczy złe, drogie nie zawsze znaczy dobre.

5. Promocje
- Promocje są po to, aby z nich korzystać. Niestety producenci często robią nas w konia, zawyżają ceny tylko po to, aby je później obniżyć. Aby nie dać się nabić w butelkę należy dobrze znać ceny interesujących nas produktów.
- Staram się walczyć z moim syndromem chomikowania, czyli kupowania na zapas, ale w niektórych przypadkach ma to duży sens. Jeżeli jest bardzo korzystna promocja mojego ulubionego produktu, wiem że produkt ma u mnie dużą chodliwość, lub ma długą datę ważności, wtedy kupuję np. dwie sztuki.
- Rozglądam się za nowym produktem jeszcze zanim poprzedni mi się skończy. Mam wtedy czas na namierzenie odpowiedniej promocji, porównanie cen. Nie muszę kupować produktu po najwyższych cenach, bo produkt już się skończył i koniecznie potrzebuje nowego, już nieważne w jakiej cenie.

6. Kot
- Jako że Zenek jest wielkim obżartuchem, takim, że aż czasem śmieję się, że mamy dwa zwierzątka w jednym: kota oraz jego tasiemca. Lub że jest ich dwóch: Zenek i jego brzuch. No ale mocno kochamy naszego kota, nie odmówimy mu oczywiście jedzenia, a już na pewno nie będziemy go głodzić.
No ale Tryb Oszczędnościowy musiał dosięgnąć i jego.
- Niestety jesteśmy zmuszeni do kupowania drogich puszek, saszetek i suchego jedzenia danej marki, w końcu nasz kot jest szczerbaty, no i ma swoje preferencje smakowa. Ale znaleźliśmy kilka sposobów na zaoszczędzenie.
- Nie kupujemy jedzenia, którego Zenek nie lubi. Nie wciskamy w niego jedzenia zawierającego kurczaka, ponieważ później całe to jedzenie wylądowałoby w koszu. Nie kupujemy nawet zestawu saszetek w którym jedna z nich jest o smaku kurczaka. To po prostu strata pieniędzy.
- Przeliczyłam koszt jednej saszetki w danym opakowaniu, dzięki temu wyniuchałam najtańsze. Znalazłam je w biedronce.
-  Ale z saszetkami uważamy. Zazwyczaj w paczce są 4 saszetki po 100 g. Niby jedna gratis, ale ich cena jest wyższa niż cena puszki, która ma 400 g. Czasem można też się naciąć i za cenę puszki kupić 4-pak saszetek po 75 g każda. Wtedy wtopa... Dlatego oprócz saszetek kupujemy puszki. Gdy dany smak z puszki się znudzi, wtedy wprowadzamy pewną odmianę w postaci saszetki. I wszyscy są zadowoleni.
- Wyznaczam niewielkie porcje, dokładam dopiero wtedy gdy zawartość miski zniknie, a kot nadal oznajmia że jest głodny. Tak też saszetkę często dzielę na pół. Unikam wtedy marnowania jedzenia. Bo wiadomo - dłużej leżącego jedzenia Panicz Zenon nie tknie.

7. Przyjmowanie pomocy
- Nauczyłam się przyjmować. Jeżeli ktoś coś daje, to przyjmuje. Nieważne czy chodzi o plony z działki, ubranka dla Małego czy też inną pomoc. Przyjmuje. Zawsze to jakaś oszczędność. Z resztą: jak coś mi się nie spodoba, to zawsze mogę przekazać dalej, obdarować kogoś innego.

8. "Biednego nie stać na drogie rzeczy".
- Muszę częściej słuchać tego jakże trafnego powiedzenia. Bo ostatnio przekonałam się o jego prawdziwości. Przykład banalny: wkładki higieniczne. Chciałam oszczędzić, więc kupiłam tańsze wkładki - duże opakowanie, w miarę niska cena, wszystko powinno być w porządku, w końcu to tylko głupie wkładki. No i się przejechałam. Wkładki są jakieś niewymiarowe, bardzo szybko się odklejają, w ogóle nie wchłaniają, co chwilę je trzeba wymieniać, jeden wielki koszmar. Na prawdę mogłam troszeczkę dołożyć i kupić te lepsze.
- Powiedzenie sprawdza się także w innych dziedzinach np. jeśli chodzi o droższe zakupy takie jak laptop, garnki itd. Bo co z tego, że kupimy coś tańszego, skoro po dwóch latach już musimy myśleć o wymianie starego na nowe. Wielokrotne kupowanie tańszych rzeczy nie ma sensu. Lepiej wydać pieniądze raz, a dobrze.
- No ale wiadomo - niektórych rzeczy nie da się przewidzieć... Ja osobiście raz się przejechałam na butach. To na pewno nie był pierwszy nietrafiony zakup w moim życiu, ale tej wtopy nie zapomnę na baaardzo długo. Stwierdziłam, że skoro tanie buty tak szybko mi się psują, eksploatują, to może jak zainwestuję, to zdobędę produkt który przetrwa ze mną parę sezonów, czyli zaoszczędzę. W końcu widziałam koleżankę która od 5 lat ma te same, skórzane kozaki i jest z nich bardzo zadowolona. No i kupiłam, a właściwie M. mi kupił. Piękne, ciepłe, czarne, skórzane, drogie, wydawało się że porządne, z porządnego znanego sklepu. Piękne, cudowne, ale nagle TRACH czar prysł. Już na drugi dzień odpadł mały pierdolniczek do sznurówek. "Ale nic to, się naprawi" - pomyślałam. Ale nie, to nie był koniec. Po dwóch tygodniach poszedł suwak w prawym bucie. "Ale nic to, oddam do sklepu i na pewno wymienią, naprawią albo zwrócą kasę z pocałowaniem ręki, w końcu taaakie drogie buty". Figa z makiem!!! Nie dość, że bardzo długo czekałam na decyzje, nie dość że koniec końców nie miałam ciepłych butów na zimę, to jeszcze... naprawiono tylko pierdolniczek, ale suwaka już nie. Bo niby moja wina. Wściekłam się, myślałam nawet o udaniu się do urzędu do spraw konsumenta. Odpuściłam, bo naprawa suwaka kosztowała 50 zł, wykłócanie się zszargałoby mi tylko nerwy. No i naprawiłam buty na swój koszt. I oczywiście co?!

9. Na konto, a nie w skarpetę (lub do portfela).
- Nie wiem jak jest u Was, ale u mnie pieniądze się troszkę mniej rozpływają gdy są na koncie. Wiem, że niektórzy mają tak, że jak nie widzą kasy, płacą kartę, to tracą głowę i więcej wydaja. Ja mam właśnie na odwrót. Jeżeli mam na koncie, to potrafię tych pieniędzy nie ruszać, dopiero gdy gotówka pojawi się w portfelu, wtedy trudniej mi ją przy sobie zatrzymać. U M. także zauważyłam jakąś taką zależność, że jak kasa jest w zasięgu ręki, to jakoś łatwiej się ulatnia. A tak? Trzeba dwa razy przemyśleć czy na pewno się potrzebuje, no i wypłata wymaga przejażdżki do bankomatu ;)
- Konto oszczędnościowe to coś wspaniałego. Oprocentowane konto oszczędnościowe :)


10. Tańsze odpowiedniki 
- Producenci się wycwanili - wprowadzają na rynek produkty o takim samym składzie, z tym że skierowane do różnych grup konsumentów. Krem firmy X. o wartości 60 zł kupi kobieta która ma zasobniejszy portfel lub taka która wierzy w to że cena przekłada się na jakość i moc działania. O połowę tańszy krem firmy X znajdzie innych kupców. Firma produkuje jeden produkt, zamyka w różne opakowania, trafia do licznej grupy konsumentów i zarabia grube pieniądze. Dlatego warto porównywać składy ;) I pamiętać że tanie nie znaczy złe.
- To samo się tyczy produktów spożywczych. Często normalne, dobre firmy zajmują się produkcją produktów do tańszych sieci sklepów takich jak np. Netto.

Wydaje mi się że to wszystko. Wszystko co przychodzi mi teraz na myśl. Jak coś mi się przypomni, to napiszę.
Proszę Was też o pomoc. Może macie jakieś dobre, sprawdzone pomysły na to aby zaoszczędzić trochę pieniążków???


A u mnie... u mnie w porządku.
Jeszcze nie rodzę. Jeszcze.
Zdążyłam ostatnio pomyśleć, że nie mam skurczów,
że organizm się w ogóle nie przygotowuje.
No i jak na zawołanie - od trzech dni brzuch twardnieje.
Ale poza tym nic się nie dzieje, no może oprócz tego
że Mały się mocno rusza, a kręgosłup wysiada.

19 komentarzy:

  1. Świetny pomysł z wykorzystaniem kosmetyków do innych celów. Nie wpadłabym na to, bo jak mówią, że szampon, to szampon. Muszę bliżej przyjrzeć się składom.
    Co do sposobów. Odnosi się to zwłaszcza do pierdół, zwłaszcza większych. Jeśli uznamy, że coś jest nam bardzo niezbędne, stosujemy zasadę "stop na miesiąc". Zapisujemy sobie tę palącą potrzebę np. w kalendarzu, 30 dni później. Po tym czasie sprawdzamy, czy nadal jest to niezbędne, czy może zapał opadł. W większości wypadków zapał opada, kasa zostaje.
    Jeśli chodzi o samo oszczędzanie... Polecam sposób T. Harva Ekera - "słoiczki". Dziś słoiczki to np. subkonta, ale dawniej tak właśnie rozdzielano kasę: do słoiczków, garnuszków, kopert. Nie będę wykładać tego, bo temat jest obszerny, ale polega to na odpowiednim rozdzieleniu comiesięcznego budżetu, ze szczególnym uwzględnieniem (bardzo ważne i nie wolno lekceważyć!) oszczędności, czyli tego, co ZOSTANIE. Odkładamy, inwestujemy i nie ruszamy. Na pewno znajdziesz w sieci dużo informacji na temat tego sposobu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi że mój pomysł cieszy się uznaniem :) Szamponem można równie dobrze myć ciało, żelem pod prysznic myć włosy (pod warunkiem że skład jest delikatny, bo wiadomo - nie chcemy wysuszyć włosów tylko je nawilżać), płynem do higieny intymnej można myć i ciało i włosy (ja właśnie jednego tak używam, bo ma na tyle fantastyczny skład, że chcę aby całe ciało z niego korzystało :)).
      Ciekawy jest ten sposób "stop na miesiąc", muszę spróbować ;)
      Kojarzę sposób ze słoiczkami z jakiegoś programu z TV. U nas to właśnie funkcjonuje. Z tym że są tylko dwie koperty "oszczędności" i "wydatki". Niestety to nie zawsze się udaje, bo czasem trzeba, po prostu trzeba wybierać kasę z oszczędności, bo wydatki-niespodzianki niestety nie należą do rzadkości. Ale i tak jest o wiele lepiej niż gdy wszystko leży w jednym miejscu i to w dodatku w zasięgu ręki. Wtedy człowiek bierze i bierze "W końcu nadal coś tam jest więc mogę" i nagle BACH nie ma. A tak ma nad tym większą kontrolę.

      Usuń
    2. To na początek polecam przez miesiąc zbierać wszystkie paragony i wszystkie wydatki. Posegregować w jakieś kategorie. Wiem, prawie nikt tego nie robi, ale jak już ktoś się przemoże... przeżyje szok, gwarantuję. Mnie na początku wychodziło, że wydaję więcej, niż zarabiam. :/ Potem na podstawie tych kategorii wiesz mniej więcej, jakie są wydatki stałe, jakie okazjonalne, jak się rozkładają procenty i możesz ustalić podział słoiczków, wtedy łatwiej się go trzymać i nie podbierać z oszczędności. Bo słoiczek "nieprzewidziane" też powinien być. :)

      Usuń
    3. Niestety u Nas to nie przejdzie. Ja owszem - zbieram paragony, ale M. zupełnie o to nie dba. Z resztą nawet jakby zbierał to pewnie większości nie chciałby mi pokazać... Sporo kasy idzie niestety na papierochy. Ale na to akurat nic nie poradzę, niestety...

      Usuń
  2. Ufff... Myślałam, że nie dobrnę do końca, ale jestem i już zaspisalam sobie tego posta w zakładkach :) Komu jak komu, ale mi oszczędzanie się przyda, szczególnie, że też polujemy na nowy samochód ;) Ode mnie rady na ten temat nie dostaniesz bo... sama wiesz ;D Ale trzymam mocno kciuki :*

    Kot i jego tasiemiec xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehhe, no tak, wyszedł mi niezły felieton, przebrnięcie przez ten wpis na pewno nie było łatwe. Ale cieszę się że dotrwałaś :)
      No właśnie, wiem, wiem, że jedziemy "na jednym wózku". Obyśmy szybko uzbierały na samochody i oby następne oszczędności poszły chociaż raz na jakieś nasze przyjemności bez wyrzutów sumienia i złego spojrzenia męża ;) Znaczy... oby nasi mężowie uzbierali...

      Hehehehe, no kotu i jego tasiemcowi właśnie kupiłam 12 saszetek. Była mega paka w netto, gdzie sztuka wychodziła za niecałą złotówkę. Także musiałam wziąć :) Także tasiemiec może być spokojny, jego głód też zostanie zaspokojony ;)

      Usuń
  3. Ja mam naturę oszczędzania chyba od zawsze ;) Wiele z tego co piszesz już od dawna wprowadziłam do swojego życia, teraz mieszkając na swoim dodatkowo doszedł temat "żywienie". Staram się, by nic się nie zmarnowało. Mój M śmieje się, że jestem mistrzynią wykorzystania wszystkiego, dosłownie wszystkiego jak nie w pierwotnym przeznaczeniu rzeczy,produktu to znajdę inny sposób jego zużytkowania. W moim domu nigdy się nie przelewało i bardzo szanuje każdy grosz, jedzenie, zawsze zastanawiam się czy jest mi coś naprawdę potrzebne. Np. czerstwy chleb wykorzystuje do produkcji bułki tartej. Oczekując na dziecko - wiele pomocy, rzeczy mamy od rodziny i najbliższych, bardzo cenię sobie tę pomoc. Odnośnie mięsa - gdy jest jakaś promocja kupujemy większą ilość i zamrażamy, nie koniecznie za 100-150 zł, bo nasz zamrażalniczek jest dość mały, ale na miesiąc czasu dla dwojga w zupełności wystarcza. W dodatku przy dziecku, to jest dobry patent. Tak też robię z warzywami, gdy jest coś na promocji kupuję i zamrażam, mam potem gotowe mieszanki do zup itp, itd. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zazdroszczę :) Ja niegdyś do tych oszczędnych nie należałam. Ale też już od jakiegoś czasu stosuję się do tych swoich założeń.
      My również wiele rzeczy dostajemy (wczoraj np. kolega M. z pracy dał nam ubranka, w większości nowe, tylko po jednym dziecku, piękne, także czemu miałabym nie skorzystać?!). Szanuję każdy miły gest i chęć pomocy, doceniam to.
      U nas jest ten plus, że moi rodzice kupili zamrażarkę, taką wielką, stojącą. Dodatkowo mamy ogródek, dostajemy też różne "plony" z działki, także część rzeczy zamrażam właśnie żeby się nie zmarnowało, no i wiadomo - z myślą o zimie ;)

      Usuń
  4. Oh, jaki długi post ale przebrnęłam przez cały. Teraz moje wywody :D
    co do 1. to nie jest dziwne, powiem więcej że to rozumiem bo odkąd myślimy o dziecku to mam to samo. Nie robię już zapasów jak dawniej, nie kupuję nowości, częściej pukam się w głowę i patrzę na to co mam, skupiam się na ich wykończeniu.
    2. Witam kosmetyczkę, też jestem nią z wyuczonego zawodu ;) również sama dbam o SPA i nie chodzę do kosmetyczek, pracując w salonie można zobaczyć, że nie wszystko jest takie piękne i profesjonalne jak się wydaje z zewnątrz ;) to tyczy się też fryzjerek, chodzę jedynie podciąć włosy ale to i tak bardzo rzadko a farbę nakładam sama, choć ostatnio i to ograniczam.
    3. Muszę jeszcze popracować nad zakupami spożywczymi, ale mam to szczęście że obok bloku mam małe tesco, lidl i biedronkę więc faktycznie czasami za jednym zapachem wskakuję to 2-3 różnych i w każdym kupuję co innego, tam gdzie promocja.
    7. Pomoc jest nieoceniona, dzięki temu możemy mieć zapasy różnych rzeczy bez płacenia za nie, ja też zaczęłam bardziej to doceniać i jak dają to biorę i czerpię z tego radość i oszczędność.
    8. Fakt faktem różnie bywa jak np. z butami choć ja częściej przejechałam się na tańszych, są niewygodne i wydaje na nie tyle ile na jedne porządne skórzane :) na razie się nie zawiodłam. Co do wkładem to 100% prawda, mam już te swoje jedne z lepszych, które się nie odklejają i nie są jak papier. Tak samo mam z papierem toaletowym, niektórzy mówią że to tylko papier i ląduje w wc ale ja nie jestem przekonana do cienkiego szarego, który rozdziera się podczas wycierania.. wolę kupić droższy, który starcza na niemal miesiąc używania, jest miękki i delikatny.
    9.Konto oszczędnościowe to fajna sprawa, zwłaszcza że nie można z niego wybrać w bankomacie, trzeba iść do banku i tylko 1 raz bezpłatnie można wybrać. Takie pieniądze leżą i rosną. A reszta nie ważne gdzie, u mnie za szybko się rozchodzi, dobrze że mam bardziej oszczędnego Męża bo chyba wydawałabym znacznie więcej.
    10. Kilka razy też się przejechałam na tym, że to co droższe nie znaczy lepsze, ale czasami to co tańsze i niby odpowiednik u mnie nie sprawdził się w ogóle. Wszystko zależy od osoby i produktu, tutaj jest loteria ale warto próbować, może akurat !?

    Cieszę się, że jeszcze nie rodzisz ale tym kręgosłupem to mnie nie pocieszasz. Trzymaj się Kochana i czekam na dalsze wieści ;)
    Powodzenia w oszczędzaniu, łączę się w tym z Tobą. Ah, jak dawno nie kupiłam sobie nic konkretnego, a tak marze o nowych butach :(

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehehe, jesteś kolejną która wytrwała :) Bardzo mnie to cieszy!!!
      Ad 1. Cieszę się że nie tylko ja tak mam i że najwidoczniej nie wyląduję w pokoju bez okien i klamek :D
      Ad 2. Wiesz... nie chodzi o to, że w salonach nie wszystko jest profesjonalne jak się wydaje. Znaczy... Nie generalizuje. Są dobre salony i świetne specjalistki. Niestety nie wszędzie. Trzeba wiedzieć gdzie warto, a gdzie nie warto iść. I do kogo. Ja zaryzykowałam, z uwagi na ciążę poszłam na łatwiznę - wybrałam największy salon w mojej okolicy. Mogło się wydawać że najlepszy. No i mocno, oj mocno się zawiodłam. No ale przynajmniej już wiem, że w okolicy dużej konkurencji nie mam ;)
      Ad 3. Oj to masz świetnie, że możesz obskoczyć kilka sklepów i wybrać to co najbardziej się opłaca. U mnie pewnie będzie łatwiej jak będzie drugie auto. Wtedy obskoczę okoliczne sklepy i wyniucham promocje ;)
      Ad 7. Dokładnie... Jak to mówią "dają to bierz, biją to uciekaj" czy jakoś tak :D
      Ad 8. No ja niestety nie trafiam na te porządne - czy wśród tych droższych, czy wśród tych tańszych. Ale tańszych przynajmniej nie szkoda i krew człowieka nie zalewa. Nie wytrzymają do następnego sezonu? Trudno! Nie kosztowały majątku, a najwyżej w kolejnym sezonie kupię sobie nowe... Wychodzę z takiego założenia. Bo na prawdę mocno się przejechałam na tych 'z wyższej półki'. Co do wkładek ja też już znalazłam "swoje" których będę się trzymać i przymknę oko na to, że nie należą do najtańszych. Ważne że są dobre. A papier toaletowy... Ja chwalę sobie ten biały z netto - niedrogi, a przyjemny w dotyku, delikatny. Teściowa polecała też jakiś z Rossmana, jak będę przy okazji to się rozejrzę, porównam i może wypróbuję..
      Ad 9. No u mnie niestety katastrofa totalna. M. nie należy do oszczędnych, a ja we krwi tego też nie mam. Ale się staram... Mocno się staram.
      Ad 10. Loteria, dokładnie. Chociaż znam wiele przypadków w których tańszy produkt okazywał się być równie dobry albo i lepszy o droższego.

      Kręgosłup daje o sobie znać, bo ja niestety nie odpoczywam zbyt wiele. Codziennie robię kilkanaście (a może kilkadziesiąt) rund pt góra, dół, do tego sprzątanie, pranie itd, załatwianie różnych spraw (dzisiaj obeszłam pół szpitala w poszukiwania swojego wyniku badania, którego jak się okazało nie ma). Nie mam jak się oszczędzać. A że kręgosłup ma co dźwigać to nic dziwnego, że się buntuje...

      Ja też czuję lekki niedosyt... Chętnie bym coś sobie kupiła. Marzą mi się skarpetki, a właściwie podkolanówki z takim fajnym zimowym wzorkiem. Albo ciepłe skarpetki... Głupie pragnienia, no ale cóż :D
      Co do butów - no tu akurat nie mam co narzekać. Jakiś czas temu M. zafundował mi nowe buty. Ale to raczej z konieczności niż z chęci sprawienia przyjemności. Nie miałam ciepłych butów w które bym się zmieściła - albo nadal mam opuchnięte girki, albo mi noga urosła :(

      Ty też się trzymaj cieplutko Kochana! :) Ja także czekam na kolejne wpisy i wieści od Ciebie!!! Buziaki i uściski!

      Usuń
    2. Co do auta to ja biegam na piechotę i tacham te siaty bo nie mamy samochodu i na razie się na to nie zapowiada. Może jak spłacimy mieszkanie ;P
      A co do papieru to fakt, ja kupuję z Rossmanna już od dawna i tylko ten jeden. Niebieskie opakowanie, białe rolki 10 szt kosztuje regularnie 10.99 zł a w promocji 9,99 zł był ostatnio ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. My mamy jeden samochód, którym M. jeździ do pracy. Także jak dla mnie to tak jakby samochodu nie było. W dodatku jest mocno zaniedbany no i stary.
      Ja także wiele razy tachałam zakupy, bo niby samochód jest, ale go nie ma... Aż w końcu otrzymałam babciny wózek zakupowy.
      Drugi samochód musimy kupić. Po pierwsze żeby mieć porządne, bezpieczne auto w którym będzie można wozić Małego. Po drugie - mieszkamy na lekkim zadupiu, komunikacja miejska pozostawia wiele do życzenia, także przyda się auto do mojej dyspozycji, żeby jechać czy to na zakupy, czy to na badania z Małym itd. A jak się autko sprawdzi to zostanie na przyszłość - jako mój samochód do pracy :)

      W takim razie tym bardziej muszę się rozejrzeć za tym papierem :)

      Usuń
  5. i My oszczędzamy na nowy samochód, niby dwie pensje, ale swojej od urodzenia jeszcze nie uwidziałam, a piętrzące się nieprzewidziane wydatki lekko nas dobiły finansowo.. Ale jak tu oszczędzać, jak wszystko coraz droższe, a zaspokojenie podstawowych potrzeb to nie lada wydatek w dzisiejszych czasach;/

    Swoją drogą myślałam, ze już urodziłaś, przez to, ze Cię nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, wszyscy myślą o nowym samochodzie! :)
      My niestety jesteśmy na jednej wypłacie, także jest podwójnie ciężko. No ale jakoś trzeba żyć.

      Hehheeh, jeszcze siedzę w dwupaku :) Ale faktycznie - dłuższa nieobecność mogła na to wskazywać. Obiecuję że jak już urodzę, to dam znać najszybciej jak się da. Napiszę, chociażby dwa słowa :)

      Usuń
  6. U nas z kasą nie jest źle, mąż ma etat i własną firmę, ja też pracuję na własny rachunek, ale nawet jeżeli mogę sobie poszaleć to i tak zawsze staram się rozsądnie gospodarować pieniędzmi.
    Na początku tygodnia robię jadłospis na cały tydzień i według niego listę zakupów :-) Dzięki temu wiem co będę potrzebowała do gotowania i unikam kupowania rzeczy niepotrzebnych. Więc duże zakupy raz w tygodniu.
    Nowego kosmetyku nigdy nie kupuję dopóki poprzedni się nie skończy.
    Nie lubię kupować ubrań dzięki więc to mnie nie kusi. Robię trzeźwy ogląd szafy, spisuję co potrzebuję i idę do jednego sklepu po te konkretne rzeczy. Nie łażę 3 godziny po galerii żeby wyjść z 50 niepotrzebnymi pierdółkami tylko jak mam kupić jeansy to idę po jeansy :-)
    Ubrania i buty dla dziecka kupuję używane na allegro, markowe niezniszczone rzeczy po 10-20 zł, a potem o ile są nadal w dobrym stanie, dalej sprzedaję. W zeszłym roku kupiłam Młodemu zimowy kombinezon Coccodrillo za 60 zł (nowy 150-200 zł) i w tym sprzedałam go za 56 zł ;-)
    Pozdrawiam
    Ania
    http://zyciejakwmadrycie.pinger.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My niestety wylądowaliśmy na jednej wypłacie. Co prawda nie małej, ale patrząc na to jak bardzo wszystko drożeje... Z dwiema wypłatami byłoby o wiele lżej. No ale cóż...
      Co do tygodniowego menu i listy zakupów - świetny pomysł! Chociaż nie wiem czy u mnie by się to sprawdziło. Obrałam inną taktykę - obmyślam menu tak mniej więcej, robię zakupy według listy, a w razie czego idę na żywioł i komponuję posiłki tzw przegląd lodówki lub zamrażalnika. U mnie to się sprawdza ;)
      Ja kiedyś także nie lubiłam chodzić po sklepach bez celu. Ostatnio trochę się zmieniło - mieszkam odrobinę na odludziu, także wyjście do centrum handlowego to pewnego rodzaju urozmaicenie. Ale fakt - ja też muszę mieć konkretny cel i tyle. No ale przyznaje, że czasem wychodzę z czymś innym niż ten mój cel. Na szczęście tylko czasem.
      Co do allegro - faktycznie warto tam zaglądać, można znaleźć świetne rzeczy za bezcen!
      Ja również pozdrawiam :)
      I chętnie do Ciebie zajrzę.. ;>

      Usuń
  7. Mi przed ciążą z oszczędzaniem szło lepiej:) Teraz jest sporo wydatków związanych z przygotowywaniem wyprawki itd. ale mam nadzieję że jak kupimy już wszystkie potrzebne rzeczy które są w planach znów będę mogła zwolnić z wydatkami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na szczęście część rzeczy już mieliśmy, większość dostaliśmy lub odkupiliśmy za śmieszną cenę, także o tyle dobrze. Ale jak już Juniorek się urodzi, wtedy chyba największymi wydatkami będą szczepionki...

      Usuń
  8. Niektóre rady naprawdę się przydadzą. Muszę sobie je chyba wydrukować i zawiesić na lodowce. :D Choć do niektórych sama się staram stosować. Np. Oliwkę na rozstępy stosuję między innymi też na włosy. :D I działa świetnie!

    OdpowiedzUsuń