sobota, 16 listopada 2013

Wspomnienia z ciąży

"Postanowiłam napisać wyznania ciężarówki. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie – po co to robię? Robię to dla syna i męża, bo może kiedyś będą mieli ochotę to wszystko przeczytać, ale chyba głównie robię to dla siebie, aby do końca życia pamiętać chwile związane z ciąża, macierzyństwem i małżeństwem. Co prawda jestem już w szóstym miesiącu, ale chyba lepiej późno niż wcale. Zacznę od początku". - tak miał się zaczynać ten blog. Stało się troszeczkę inaczej. Bez zbędnych wstępów zaczęłam zapisywać to co się u mnie działo, żeby przez swoją sklerozę o niczym nie zapomnieć. Później przyszło zwątpienie czy to całe prowadzenie bloga ma sens - przerwa na blogu. Następnie powrót do pisania.

A dziś... dziś wzięło mnie na wspominki...

Przypomniała mi się...
...jedna z wizyt u Doktora J., gdy monitorowaliśmy mój cykl. Na ekranie aparatu usg zobaczyłam pęcherzyki i usłyszałam "Moje gratulacje Pani Paulino!". Pęcherzyki.... Nie mogę uwierzyć że Maluch powstał z takiego małego pęcherzyka. Jak to możliwe że wcześniej nie było tam nic prócz pęcherzyków i nagle zaczął się tworzyć taki mały Stworek?! Oczywiście wiem jak to możliwe, znam biologię. Po prostu to nieprawdopodobne! Najpierw nie było nic, później bezkształtny malutki groszek, następnie groszek nabierający kształtów, aż w końcu taki mały Stworek... NIESAMOWITE!!! 
...
Później pozytywny - wielkanocny test. Wszystkie te emocje - radość, strach, ekscytacja, panika, przerażenie, euforia, zdziwienie... Ta radość M., ta iskierka w jego oczach. No i nasza bardzo długa rozmowa, przytulanie i leżenie w łóżku. To niedowierzanie, szczypanie się w ramię, ponowne sprawdzanie testu czy na pewno dwie kreski... I to głębokie przeczucie, silna intuicja która od samego początku nie dawała spokoju, ale rozsądek odsuwał ją na dalszy plan, mówiąc - "to nie możliwe że za pierwszym razem!".
...
Powiadomienie najlepszej przyjaciółki i kuzynki w jednym - śmianie się z tego, że mój tata będzie Dziadkiem Z., że siostra będzie ciocią A., że to wszystko się dzieje, na prawdę. Powiadomienie teściowej - euforia, radość, okrzyki, istne szaleństwo, które trwa do dziś. Powiadomienie mojego taty i jego rodziny, oraz mamy i ojczyma. Te nerwy... Mimo że długoletni związek, że związek z osobą którą kocham nad życie, mimo że ciąża planowana. Ale to było nic, tylko niepotrzebne nerwy. Wszyscy się cieszyli.
...
Oczekiwanie na pierwszą wizytę (19.04.2013). Odliczanie dni do wizyty. Aż w końcu sama wizyta. Zobaczenie Robaczka na ekranie, usłyszenie bicia jego serduszka, łzy wzruszenia w oczach M. i ten uśmiech.... Przez chwilę czas się wtedy zatrzymał. Wokół mnie nie było świata poza M. i naszym Robaczkiem. Nie słyszałam totalnie nic z tego co w tamtym momencie mówiła pani Doktor. 
Pierwsze zdjęcie Robaczka. Dowód na to, że jednak intuicja miała racje, że testy i betaHCG się nie myliły, że udało się za pierwszym razem, że będziemy rodzicami... Byłam podekscytowana i roztrzęsiona.
...
Liczne objawy i dolegliwości ciążowe: bolące, nabrzmiałe piersi, zmienność nastrojów, nudności, wymioty (do tej pory odczuwam lekki niepokój podczas mycia zębów które kiedyś potrafiło wywołać nagłe wymioty), częste wizyty w wc, nadwrażliwy węch (i te wszystkie okropne zapachy drażniące moje nozdrza, wywołujące mdłości), suchość skóry, płaczliwość, brak apetytu, następnie jego powrót, przeistaczanie się w tygrysa lub zebrę mimo peelingów, smarowania, masowania czyli jednym słowem nieunikniona plantacja rozstępów, biegunki przeplatające się z zaparciami, hemoroidy, puchnięcie całego ciała, obrzęki na początku stóp i dłoni, później całych nóg, najpierw pogorszenie później znaczna poprawa kondycji skóry, nietrzymanie moczu, skurcze łydek, ból podwozia i kręgosłupa... i to na pewno nie wszystko, tylko cześć pewnie skleroza zabrała. W każdym razie gdy jedne dolegliwości mijały (o ile w ogóle mijały), na ich miejsce wkraczały następne. No i ta przeklęta cukrzyca ciążowa.
Moja kuzynka się nawet śmiała, że gdy Mały będzie już większy i będzie niegrzeczny, to ona wypomni mu ile jego mama musiała znieść i wycierpieć żeby przynieść go na świat. Niezły pomysł, co? :) Żartuje oczywiście, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Ale pośmiać się można... Bo co, mam płakać?
Ale faktycznie, nie ma się co oszukiwać - ciąża nieźle dała mi w kość, ale nie zamieniłabym tego na nic innego. Oczywiście na pewno są kobiety które miały gorzej, do nikogo nie chcę się porównywać, każda ciąża jest inna, to nie jest żadna licytacja kto miał gorzej, tylko wspomnienia.
...
I to sprawdzanie bielizny - czy nie ma krwi, czy nic złego się nie dzieje - koszmar pierwszych trzech, a nawet czterech miesięcy. Ten strach przed każdą wizytą w toalecie...
...
W okolicach 18 tygodnia ciąży poczułam pierwsze ruchy Małego. Niestety nie pamiętam dokładnej daty, bo nie byłam wtedy pewna, że to właśnie TO. Wcześnie jak na pierwszą ciążę, no ale cóż - tak było i tyle. I bardzo się z tego cieszę, że mogłam tak szybko poczuć że faktycznie noszę małego lokatora.
...
Pamiętam też moment w którym M. poczuł pierwsze ruchy. Na początku nie wierzył, że taki mały bąbel może się ruszać, bo za każdym razem gdy kładł swoją rękę na moim brzuchu Stworek się uspokajał. To było niesamowite - nie mogłam w to uwierzyć! Aż w końcu tata postanowił przyłożyć do brzusia policzek. I dostał pięknego, dobrze wyczuwalnego kopniaka. Uniósł wtedy głowę, uśmiechnął się i spojrzał na mnie oczami pełnymi miłości i wzruszenia. A mi łzy ciekły po policzkach jak szalone. Poczuł to, w końcu poczuł ruchy naszego Malucha.
...
Te wszystkie badania usg w szpitalu... To odliczanie, oczekiwanie, te nerwy - jakie informacje dostaniemy, czy Mały się dobrze rozwija, czy wszystko dobrze przebiega...
We wszystkich badaniach towarzyszył mi M., nie ominął żadnego. Z czego jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona. Przeszczęśliwa!
Pamiętam szczególnie to jedno usg, podczas którego M. trzymał mnie za rękę. Dowiedzieliśmy się wtedy, że na 99% będziemy mieli Synka. Wymarzonego Synka. Pamiętam tę wielką radość, buziaka jakiego dostałam od męża, ogromny uśmiech na twarzy M. i kolejne łzy wzruszenia i radości w naszych oczach.
Później kolejne usg, które potwierdziło Chłopca. I to moje troszkę upierdliwe, częste upewnianie się czy aby na pewno między nogami nic nie zniknęło...
...
Były też te mało przyjemne rzeczy. Pamiętam pierwszą wizytę u diabetologa, gdy potraktowano mnie jak przedmiot na taśmie produkcyjnej - zasypano informacjami, podano glukometr, zalecenia i pospiesznie odesłano do domu. Byłam totalnie skołowana, wręcz przerażona. Poryczałam się. Bardzo martwiłam się o zdrowie Małego. Bo nie dość że niedoczynność tarczycy, to jeszcze cukrzyca ciążowa... 
...
Te wszystkie obawy. Czy z Małym wszystko dobrze, czy jest zdrowy, czy dobrze się rozwija, czy odpowiednio się rusza. Ta panika, gdy Stworek przez dłuższy czas pozostawał w bezruchu - wtedy delikatne dotykanie brzucha, budzenie Malucha, aż w końcu ulga i spokój, bo wszystko dobrze, Mały się rusza, miał tylko drzemkę.
...
Siedząc w moim brzuchu Maluch był na: dwóch koncertach - imprezach, na grillach, na urodzinach swojej prababci, na parapetówce swoich dziadków, na egzaminie czeladniczym swojej mamy, na urodzinach swojego taty, na pokazach historycznych, na swoim pierwszym w życiu Festiwalu Słowian i Wikingów w Wolinie (w dużym skrócie napiszę, że jesteśmy odtwórcami wczesnego średniowiecza, o ile wiecie o co chodzi ;)).
Był także na ślubie (21.06.2013), a nawet na dwóch ślubach swoich rodziców - cywilnym i słowiańskim (wczesnośredniowiecznym). Planowałam inaczej - najpierw ślub, przeprowadzka itd, dopiero później dziecko. Zaskoczyło nas to, że udało nam się już za pierwszym podejściem do starań. Myśleliśmy że to zajmie parę miesięcy, pół roku, może dłużej. No ale nic - widocznie tak miało być. I dobrze. Przynajmniej wiem, że na ślubie mieliśmy już małego, wspaniałego świadka w moim brzuchu, owoc naszej miłości :)
A sam ślub... coś wspaniałego!!! Najwspanialszy dzień w moim życiu!!! Znowu czas się zatrzymał, byłam tylko ja, M. i mały Stworek w brzuchu. Cała reszta się nie liczyła. Nie było stresu, był spokój. Czułam się jak we śnie, chyba nie wszystko do mnie wtedy docierało. Nasza przysięga - powstrzymywanie łez. To wielkie szczęście, miłość która rozpierała, rozrywała od wewnątrz i wydzielała się z każdego milimetra mojego ciała, wylewała się z ust, z oczu, z każdej cząsteczki skóry... Później przyjęcie. Skromne, bo skromne, ale nasze. Takie totalnie nasze. Nigdy nie chcieliśmy, nie wyobrażaliśmy sobie dużego weselicha. Było miło, przytulnie, tylko my i najbliższa rodzina. Cudnie!



A w lipcu (27.07) kolejny ślub, tzw swadźba - wczesnośredniowieczny obrzęd oraz świętowanie do rana przy poczęstunku. My, a wokół nas druga rodzina czyli znajomi i przyjaciele. I znów czułam się jak we śnie. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Byłam taka dumna. Dumna z tego że jestem żoną, z tego że jestem żoną mojego Męża. Po obrzędzie przyszedł czas na życzenia - tyle osób, tyle znajomych twarzy, tyle życzeń i gratulacji - czułam się jak na karuzeli. Później był pokaz ognia. Po pokazie biesiada.
Były też łzy. Popłakałam się ze wzruszenia, gdy podczas obrzędu M. pocałował najpierw mnie, a później brzuszek - naszego Synka. To była najcudowniejsza chwila w moim życiu.
Nie żartuje - naj-cu-do-wniej-sza. Pisząc to ryczę jak bóbr ze wzruszenia.
KOCHAM CIĘ MĘŻU!!!!

... A już niedługo nasz Synek, nasz mały cud się urodzi. Już niedługo...
I znów myślę sobie że troszkę dziwnie mi będzie z takim pustym brzusiem...
Ale oczywiście nie mogę się doczekać! Odliczam dni do daty porodu...
W końcu nasz Stworek będzie z nami, w końcu będę mogła go wziąć w ramiona, pocałować i przytulić. 
W końcu...

9 komentarzy:

  1. Pięknie to wszystko opisałaś :)

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. jejjjj rewelacja z tym ślubem... pięknie:) i Wy, i Goście - coś cudownego:) Cudowne masz wspomnienia:)
    a u nas na blogu konkurs z bobasowymi Dziennikami - ważny do jutra. i dodatkowy:)

    Wpadniecie do nas poszukać Renifera?:)

    http://zawodkobieta.blogspot.com/2013/11/co-sie-stao-z-rudolfem-konkurs.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki, bez brzucha też jest super, brakuje trochę kopniaków i ruchów, ale maluszek wynagradza wszystko, samo patrzenie cieszy serducho a co dopiero przytulanie :) Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, takich słów mi było trzeba ;) Dziękuję! :)

      Usuń
  4. Świetnie opisany ten najpiękniejszy okres życia. :) Wzruszyłam się. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję Kochane za miłe słowa. Opisałam jak umiałam. Myślę że za jakiś czas chętnie do tego wpisu wrócę. A teraz... odliczanie do porodu trwa. Ale coś mi się wydaje, że Małemu wcale się nie spieszy...

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Paczemu (czyt. dlaczego ;))? :(

      Usuń
    2. Też mi łzy poleciały. Moje hormony dają o sobie znać na każdym możliwym kroku. Hihi. Aż z tej okazji postanowiłam usiąść i spisać wszystkie daty jakie pamiętam z ciążą, i chyba kupię sobie osobny zeszycik i tam będę wszystko pisała, bo blogowanie jakoś mi tak nie wychodzi.

      Usuń