Obudził się ok 5:30, poprzeciągał i ruszył w kierunku swojej służby.
KIZI MIZI!
"Wstawajcie! Już czas na mój poranny masaż i pieszczoty".
PAC!
"Nadal śpią... Jak mogą spać skoro ja chcę już iść na spacer?".
HLAST!
"Wstawać! Słyszycie?! Czas już wstawać i mnie rozpieszczać!".
W końcu służba się przebudziła i rozpoczął się poranny rytuał:
najpierw pieszczoty, następnie krótki obchód po okolicy, aż wreszcie posiłek.
"Ale zaraz, zaraz... Stare jedzenie z dnia poprzedniego? Do tego w brudnej misce?
No chyba sobie żartujecie! Nie zjem! Będę siedział nad miską tak długo aż ją w końcu wyczyścicie
i podacie świeże jadło, o!".
Jak sobie życzył tak też się stało: naczynie umyte, posiłek podany i starannie rozdrobniony. Zjadł, umył się w pełnym skupieniu, następnie udał się tam gdzie król chodzi piechotą, wrócił do pokoju i stwierdził, że czas na pierwszą tego dnia drzemkę, krótką - zaledwie kilku godzinną.
Ok. godziny 12 obudził się, znów się umył (z zamkniętymi oczami, jeszcze trochę zaspany) i wyruszył na kolejny obchód. Sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu, czy żaden intruz nie kręci się po posiadłości i najbliższej okolicy, nacieszył się świeżym powietrzem i wrócił.
Znowu czas na drzemkę... Kręcił się i wiercił podczas snu, chyba coś mu się śniło... Gdy się obudził był już wieczór. Przeciągnął się dokładnie, ziewnął ze dwa razy i nagle... uświadomił sobie, że został w posiadłości sam. Lekko oburzony tym faktem zażył kolejnej kąpieli, pokręcił się bez celu, przekąsił coś i znów mu się przysnęło.
Obudził go dźwięk kluczy - służba wraca! Pobiegł do drzwi.
"Gdzie żeście byli? Ja tak na Was czekałem! Ach, zakupy? Było tak od razu!".
Pozaglądał do toreb, sprawdził co zostało kupione i czy pamiętano o jego przysmakach. Pokręcił się trochę żeby poprzeszkadzać, pozaglądał w różne zakamarki właściwie nie wiadomo w jakim celu, oddał się swoim rozrywkom... Aż w końcu z tego wszystkiego zgłodniał - "no tak, przecież już 20:00 - czas coś zjeść!"...
Usiadł tam gdzie zawsze oczekując na posiłek.
- "Proszę, oto Pańskie jedzonko. Dziś szef kuchni poleca... tuńczyka. Smacznego!".
"Tuńczyk? Wolałbym łososia... No ale jestem taki głodny... No dooobra - zjem".
Po posiłku dokładnie się umył. Okazał wdzięczność swym podwładnym i poszedł na ostatni tego dnia spacer.
Wrócił dość późno, nadeszła już pora na sen. Ale... nie tak szybko! Najpierw pieszczoty, głaskanie, kizianie, mizianie, ugniatanie, a dopiero później zwinięcie się w kuleczkę i spać.
...
I tak mniej więcej wygląda dzień z życia Naszego kota :)
Nieźle nas sobie wychował ten nasz Panicz Zenon...
Zastanawiam się jak to będzie gdy na świecie pojawi się drugi Królewicz...
Ale nie nie, kot na pewno nie pójdzie w odstawkę. W końcu to członek Naszej rodziny.
Zastanawiam się raczej nad tym jak Kocurro zareaguje...
Rozmyślaliśmy nad tym wczoraj - razem z mężem.
Na jednym z blogów wyczytałam historię o noworodku który miał tak pogryzioną rączkę przez kota, że musiano amputować parę paluszków. Coś strasznego!!!
Aż ciężko w to uwierzyć...
No ale wydaje mi się że to musiał być jakiś dziki, socjopatyczny kot!
Dziki kot w połączeniu z nieodpowiedzialnymi rodzicami...
Dobra, nie zagłębiam się w temat, nie ma sensu.
Na szczęście znając charakter Zenona jestem spokojna.
To właśnie jego wspaniałe usposobienie sprawiło że go przygarnęliśmy.
Z początku - przed naszą przeprowadzką kot mieszkał na zewnątrz,
a gdy przyszła zima przenieśliśmy go na klatkę schodową - miał kocyk i dwie miski.
Wtedy nie było niestety opcji aby wziąć go do środka.
M. nie lubił kotów, więc szukałam dla Kotowskiego domu, było mi go strasznie żal.
Nikt go nie chciał, mijały tygodnie, miesiące... W tym czasie dobrze go poznaliśmy i
po prostu się zakochaliśmy (oj i to ze wzajemnością!).
Zapadła decyzja - po przeprowadzce zabieramy kota ze sobą i JUŻ.
I tym oto sposobem Kocurro jest z nami. Mam nadzieję że na zawsze...
Oczywiście nie zamierzam zostawiać Juniorka sam na sam z Zenkiem.
Na moje zaufanie Panicz Z. będzie musiał sobie zapracować.
No ale o pogryzienia mogę być spokojna, ponieważ... nasz kot jest szczerbaty!
Stracił część zębów podczas walk z kocurami (nie jest kastratem).
I tutaj muszę dodać, że mimo że Zenuch jest 100% samcem
- nie znaczy terytorium, jest łagodny i potulny jak baranek.
Kot - cud! :)
Bardzo mocno go kochamy <3
A jak jest u Was? Macie zwierzaki? Zastanawiacie się nad tym jak Wasz pupil zareaguje na nowego, maluśkiego członka rodziny? A może macie już i czworonoga i dziecko?
O ludzie, coś nie mogę uwierzyć w tą opowieść o kocie i rączce (oczywiście nie Tobie :) ) gdzież byli rodzice, że kot tak pogryzł dziecko?
OdpowiedzUsuńCo do zwierzaków. Mamy kocicę totalnie olewa młodego i olewała od początku jego bycia w domu. Lubi za to spać w jego wózku :)
Nie znam szczegółów całej tej historii z rączką (może to i dobrze?), mi też ciężko w to uwierzyć..
UsuńHehe, oj ja już teraz walczę z tym, aby Zenuch nie spał w wózku, łóżeczku, pod łóżeczkiem (na kocykach) albo w nosidełku. Nawet nie ze względu na zarazki itd co raczej ze względu na wszędobylskie kocie kłaki. Nie chcę też żeby w przyszłości wchodził na Małego. Na szczęście to karny, posłuszny kot, który rozumie słowo "PSIK" ;)
Jak zaczęłam czytać twoją historię, to do samego końca nie wiedziałam o kim piszesz. najpierw myślałam, że to Twoje nienarodzone dziecko, tak Ci daje popalić, że nie możesz spać. A po fragmencie o wczorajszym jedzeniu, spodziewałam sie wymiotów. Jak to ciężarówkę przystało. Tylko ta brudna micha mi nie pasowała :/ Później doszłam do wniosku,że to nic innego jak pies. I byłam tego pewna do samego końca, choć zastanowił mnie tuńczyk na kolację. A tu totalne zaskoczenie! W życiu bym nie pomyślała o kocie! :) Ciekawa historyjka :)
OdpowiedzUsuńU nas jest kot dachowiec i pies teściów. Nie było i nie ma żadnych problemów. Julka uwielbia tarmosić psa za brodę, a on nic sobie z tego nie robi. Dodam tylko,że pies miał niecałe 2 miesiące jak na świat przyszła Julia. Tak więc przyzwyczajał się od samego początku.
pozdrawiam!
Hehehehehe :) Ciekawie się czyta to o czym najpierw pomyślałaś, bo ja sama nigdy bym na takie pomysły nie wpadła, zapewne ze względu na to, że znałam odpowiedź ;)
UsuńCo do psa - ja sama wychowywałam się wśród wielu psów, najlepszym sposobem na dobry kontakt psa z dzieckiem bez obaw o warczenie czy co gorsza pogryzienie to właśnie przygarnięcie szczeniaka gdy dziecko jest malutkie. U nas jest jeszcze mój pies - staruszek, mieszka na górze - u moich rodziców. Niestety miał trudne dzieciństwo, ma skrzywioną psychikę, m.in nie lubi dzieci, ma też już swój wiek, także brak mu cierpliwości. Także jeśli chodzi o Malucha - na pewno nie będę mogła zostawiać go sam na sam z psem. A szkoda bo ja mam wspaniałe wspomnienia z wychowywania się z czworonogiem. Wyjadałam mojej pierwszej suni jedzenie z miski, wiele razy spałam z nią na jej posłaniu, mogłam ją gryźć po uszach, ciągać za ogon, a ona nawet nie zapiszczała, pozwalała mi na wszystko... Oj jak ja za nią tęsknie. Minęło tyyyle lat, a ja nadal mam jej zdjęcie w ramce :)
Pozdrawiam cieplutko :)
W Polsce gdzie teraz jadę to mamy psa i węża. O węża się nie martwię, ale martwię się właśnie o psa, bo jest wredny i nie lubi dzieci, a jak już mowa o małych dzieciach to już w ogóle.
OdpowiedzUsuńRazem z mężem chcemy kupić psa tutaj, w Niemczech, ale nie możemy znaleźć takiego jakiego chcemy i to szczeniaka więc chyba z Polski trzeba będzie przywieźć.
A jakiego psa chcecie kupić? Jakiego szukacie? :) Na psy trzeba mocno uważać przy dziecku... Koty myślę że w większości olewają małe dzieci, nie zwracają uwagi, za to psy potrafią być bardzo niebezpieczne... Oczywiście to zależy od danego psa, od jego psychiki, wychowania, ale też od cech wrodzonych...
Usuń