sobota, 12 października 2013

Ciążowe obawy

Wczoraj znów czytałam tego bloga, bloga wspaniałej Kobitki.
Kobitki, którą bardzo szanuję, podziwiam i uwieeeelbiam mimo że osobiście jej nie znam.
Mówię tu o Mamuśce Martuśce (jeżeli tu zajrzysz, to pozdrawiam Cię Kochana bardzo serdecznie!!!).
Jestem oczarowana tym jak Mamuśka Martuśka wypowiada się o swoim synku.
Od razu da się wyczuć tę magiczną więź łączącą ją i jej synka - Natanka.
Autorka bloga jest w moich oczach Matką (przez duże M.) idealną - pełną miłości, troski, ciepła, oddania... 

I tak sobie wczoraj czytam wcześniejsze posty, żeby nadrobić całą historię,
żeby poznać ją od początku, dogłębnie, od dechy do dechy.
Czytałam, czytałam, czytałam i nagle... dopadły mnie pewne obawy.
Spadły na mnie tak, że prawie poczułam jak palnęły mnie mocno w głowę. Aż zabolało.
Otóż... boję się że ja nie będę dobrą mamą... A już na pewno nie tak dobrą jak Mamuśka Martuśka. Boję się że nie poczuję więzi, że coś będzie nie tak, że nie będę potrafiła się cieszyć z każdej dziecięcej kupki, z każdego beknięcia i pierdnięcia, że nie poczuję potrzeby wycałowania malutkich stópek, że opieka będzie ciężkim obowiązkiem, a nie przyjemnością, że... (mogłabym wymieniać i wymieniać).
A przede wszystkim boję się tego, że nie wystarczy mi cierpliwości...
I myślę sobie, że skoro nawet Martuśka miewała gorsze chwile, momentami traciła cierpliwość do swojego synka (tylko przez chwileczkę, ale jednak), to ja temu wszystkiemu tym bardziej nie podołam...
Polegnę na całej linii, będę złą, wyrodną matką...
I aż wstyd się przyznać, ale raz nawet była taka sekunda, w której pomyślałam sobie - "Co my najlepszego zrobiliśmy?"...

Z drugiej strony przychodzą jednak myśli: "Aj Ty durna Babo! Przecież już teraz kochasz to Maleństwo mieszkające w Twoim brzuchu!". Fakt - kocham! Kocham nad życie! 
Mówię do brzuszka, głaszczę go, puszczam mu muzykę i pozytywkę, ryczę ze wzruszenia na każdym USG, ja już praktycznie nie potrafię myśleć o niczym innym jak tylko o ciąży. Bardzo często śnie o Małym Człowieczku, wyczekuję. Ryczę ze wzruszenia jak bóbr gdy mąż całuje lub masuje brzuszek. Ryczę nawet gdy widzę w telewizji reklamę z bobasem. Odliczam już dni do porodu, od wielu miesięcy czekam z gotową wyprawką i spakowaną torbą do szpitala. Często martwię się i wręcz panikuje, bo zdrowie Maleństwa jest dla mnie najważniejsze. Ba, ja nawet gdy przechodzę obok ludzi, lub gdy jestem w tłumie odruchowo zasłaniam ręką brzuszek, żeby nikt przez przypadek mnie nie uderzył w ten mój Skarb mieszkający pod moim sercem. 
Przecież to Nasz Stworek. Stworzony ze mnie i z M. Stworzony z miłością i z miłości. Będzie miał mój nosek, albo oczka, Taty stópki albo włoski... Kocham go! Już go bardzo mocno kocham!!!   

Ostatecznie na Ziemię sprowadziła mnie pewna przerażająca myśl.
Myśl która zadziałała na mnie jak lodowaty prysznic,
jak mocne uderzenie 'z płaskiego', takie pt. "weź się ogarnij Kobieto!".
Myśl od której aż mi się zrobiło słabo i niedobrze...
Myśl która zmroziła krew w żyłach...
Myśl o utracie, o zniknięciu Malucha.
Uświadomiłam sobie, że już najzwyczajniej w świecie nie wyobrażam sobie życia bez Naszego Synka.
Nie wyobrażam sobie jakby to miało być bez Niego.
Nie jestem nawet w stanie tego pojąć, nie jestem nawet w stanie dłużej o tym wszystkim myśleć,
bo to za bardzo boli...

Tak, ja kocham Naszego Synka oraz jego Tatę najbardziej na świecie!!!
Nikogo innego tak nigdy nie kochałam i nigdy nie pokocham!!!
I będę ich kochać aż do samego końca, aż do dnia w którym moje serce przestanie bić.
A może i jeszcze dłużej... 

I tu znów pojawiają się: wstyd i wyrzuty sumienia odnośnie moich obaw...

Dlatego błagam Was Kobitki - napiszcie że też tak miałyście/macie. Napiszcie że to normalne obawy które dopadają każdą normalną matkę. Proszę, napiszcie cokolwiek, bo zwariuję... 




16 komentarzy:

  1. Obawy to rzecz normalna, każda z nas jako matka będzie miała gorsze dni. Wiesz dla mnie najgorsze jest to, że mało się pisze na blogach o tych gorszych chwilach, może z obawy przed atakami anonimów? przez co myślę, że tylko ja płaczę i nie mam siły, kiedy mój syn się drze w niebogłosy, albo nic mu nie pasuje, kiedy budzi się trzysetny raz tej nocy a ja ledwo patrzę na oczy? Macierzyństwo jest piękne, ale jest też trudne i nie oszukujmy się nie jest tak słodko-pierdząco jak na większości blogów. W każdym razie trzeba pamiętać, że każda z nas jest najlepszą matką dla swojego dziecka :) tego się trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Kochana za komentarz... No właśnie - prawie nigdzie się nie mówi o obawach i o gorszych dniach. Najczęściej jest przedstawiany idylliczny obraz macierzyństwa, a te ciemne strony, ciężkie chwile to temat tabu... Ja już teraz nastawiam się, że będzie pięknie, ale momentami nie będzie łatwo. Dam radę! Muszę, dla mojego małego Kurczaka :)

      Usuń
  2. Po pierwsze to jestem absolutnie powalona;-)Na kolana, na twarz;-)Strasznie Ci dziękuję za taaaaaaaaaaaaką pochlebną opinię;-)Cieszę się, że zdarza się że ktoś odbiera mnie taką, jaka jestem. Zdarza się...Bo często przypina mi się jakieś łatki, które całkowicie nie moje.
    Taka idealna to ja natomiast nie jestem, oj nie. A zwłaszcza w tematyce bycia mamą. Cały czas się staram, ale ciągle mam sobie tak wiele do zarzucenia...
    A co do Twoich obaw, to miałam dokładnie takie same i teraz, z perspektywy czasu powiem Ci, że mam pewną teorię.
    Jeśli dzidzia jest wyczekiwana i już w brzuszku kochana, to jest to dopiero początek fantastycznej przygody. Miłość do brzuszka to dopiero namiastka.Kochana będziesz tak kochać swoje dziecko, że w tej chwili nie jesteś nawet w stanie sobie tego wyobrazić...I wówczas wspomnisz moje słowa;-)Ściskam cię cieplutko!PS. Bardzo ładny blog;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nadal, od rana (z małymi przerwami, wiadomo ;)) siedzę jak zaczarowana i czytam Twoje starsze posty. Czytam i czytam (trochę tego jest :D i dobrze!), w końcu sprawdzam swojego bloga. Patrze! A tu komentarz. I to nie od byle kogo... Od Ciebie!!! Dziękuję że odpisałaś, dziękuję Ci za ciepłe słowa i dobre rady. Już mi trochę lepiej, powoli się "ogarniam" :)
      Co do osób które źle Cię odbierają - te osoby widocznie mają problem z odbiorem i tyle ;) Pamiętaj że zawsze, ale to zawsze znajdą się hejterzy którzy cokolwiek by nie przeczytali nabazgrolą głupoty. Nie należy się nimi przejmować (łatwiej mówić niż zrobić, ale warto próbować)!
      Pozdrawiam cieplutko!!!
      PS. Dla mnie jesteś mamą idealną i koniec :) No i zebrało mi się na przemyślenia i filozofie... Według mnie w byciu wspaniałą mamą nie chodzi o to, żeby robić wszystko perfekcyjnie - ogarniać i dzieciątko i chałupkę i męża, zwierzęcą ferajnę i jeszcze siebie na dodatek... Nie chodzi o to, aby zawsze mieć wspaniały humor, nawet podczas którejś z kolei nieprzespanej nocy. Nie chodzi o to, żeby nie popełniać żadnych błędów, ani też o to aby udawać że wszystko jest w porządku, że wcale nie jest ciężko, chodzić z maską na twarzy i udawać że jest kolorowo. Chodzi o uczucia, o oddanie, o miłość i ciepło bijące z daleka. I Ty to Kochana masz!!!

      Usuń
  3. Moim zdaniem, choć łatwo mówić, nie ma co się zastanawiać jak będzie, bo może być różnie i na prawdę nie próbuj być idealną mamą.
    Mamą fajnie być, ale macierzyństwo to nie jest sam lukier. Znam kilka kobiet, które w tym dążeniu do doskonałości zapomniały też o sobie, kolejne kompleksy piętrzyły się i dziś są złośliwe jak nie wiem co, hehe.
    U mnie na początku było tak, że byłam przeszczęśliwa i oczarowana dzieckiem - takie zauroczenie. Nadeszły kryzysy, chwilami miałam dość wszystkiego, a ta miłość rodzicielska rodziła się stopniowo.
    Ostatnio rozmawiałam z mężem na temat, czy pokochałby tak samo adoptowane dziecko jak nasze. Ona powiedział, że tak, bo u niego to też było na zasadzie - wszystko stopniowo. Po prostu zobaczył nowego człowieka, swojego człowieka, którego musiał poznać jak każdą inną osobę na świecie, pokochać, przyzwyczaić się, zaakceptować nową sytuację, siebie w roli taty. Ja miałam podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądra rada! Oczywiście nie zamierzam zapomnieć o sobie i swoich potrzebach, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Choć na początku pewnie będzie ciężko. No ale zobaczymy... Nie wiem nawet co napisać w odpowiedzi na to co napisałaś... Nigdy nikt nie opowiadał jak to jest, dlatego dziękuję Ci za tak szczery komentarz. Czyli... nie muszę się bać i mieć wyrzutów sumienia, jeżeli na porodówce nie uderzy we mnie ogromna fala miłości. Oczywiście nigdy nie wiadomo jak to będzie póki się tego samemu nie przeżyje. No ale tak czy inaczej: z takimi informacjami na pewno będzie łatwiej.

      Usuń
    2. Myślę, że ta nagła fala miłości jest przesadzona, tzn. ja odczuwałam adrenalinę i endorfiny. Byłam zadowolona, że mam za sobą przykre doświadczenia związane ze stanem w ciąży - kilkutygodniowy pobyt w szpitalu, decyzje lekarzy. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu dadzą mi dziecko, nie spałam z emocji całą noc. Gdy pierwszy raz zeszłam do córki, nie mogłam się na nią napatrzeć, była taka kochana. No ale nie nazwałabym tego falą miłości tak od razu, bardziej fascynacją nowym, które mnie czekało. Miłość przychodziła stopniowo, z każdym dniem więcej. Jeśli kiedyś będziesz chciała przeczytać, tutaj jest taka częściowa relacja http://marny-puch.blogspot.com/2013/08/rodzi-sie-mama-czyli-trudne-poczatki.html

      Usuń
    3. Jeśli będę chciała? Kochana - ja już dawno temu przeczytałam Twojego bloga od dechy do dechy ;) Ale nie zostawiłam wtedy komentarza, a powinnam. Dlatego teraz bardzo Ci dziękuję za ten wpis. Rzetelny, konkretny, bez niepotrzebnego koloryzowania.

      Usuń
  4. Oczywiście, że też tak miałam. Z jednej strony przeogromna radość, że zostanę mamą, a z drugiej obawa, czy dam radę, czy sprostam wyzwaniu. Ja panicznie bałam się, że dziecko ograniczy mnie, że stanę się tylko matką, a zabraknie czasu dla mnie. Czas pokazał, że jakoś to wszystko się układa. Nie bój się, jesteśmy z Tobą. Czasem w wolnej chwili zajrzyj do nas, a zobaczysz jak będzie cudnie, kiedy maluch już będzie na świecie i jak będzie można się z nim bawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa otuchy i za wsparcie. Będę do Was zaglądać w miarę możliwości :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Zgadzam się z SIERPNIOWĄ MAMĄ. Każdy ma takie obawy, zwłaszcza pod koniec ciąży. Kiedy dziecko przychodzi na świat i pojawiają się pierwsze problemy, wtedy obawy zamieniają się w fakty. Wtedy bowiem zaczynamy myśleć :"Jestem złą matką!" A otoczenie wcale nam nie pomaga uporać się z wyrzutami. Jeszcze da mocnego kopniaka w dupsko. Stąd tyle się mówi o depresjach poporodowych. Trzeba zacisnąć poślady i do przodu. Trzeba myśleć pozytywnie. Zawsze po burzy jest słońce. W końcu to nasz mały skarb i dla niego zrobimy wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już teraz nastawiam się na to, że nie zawsze będzie kolorowo. A jak przyjdzie co do czego, to postaram się sobie powtarzać, że trzeba to przeżyć, po prostu jakoś przerwać, zacisnąć zęby i przebrnąć, że wiecznie nie będzie źle, że jeszcze trochę i sytuacja się zmieni... Może to pomoże?

      Usuń
  6. Kochana też tak czasem mam, a w sumie nie czasem, a często... Eh... Nie warto o tym mówić. Będzie dobrze Paula, bądź dobrej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana, ja jestem mamą 4-leniego synka i teraz ponownie jestem w ciąży. Miałam różne obawy, to normalne. Ja najbardziej w sumie bałam i teraz też się boję porodu. Jeśli chodzi o opiekę nad dzieckiem to wcale nie jest to trudne. I to mówię ja - która, zanim nie urodziłam syna, nie trzymała na rękach dziecka mniejszego niż pół roku. Ogólnie nie miałam do czynienia z dziećmi a już na pewno nie z takimi maleńkimi. Dla mnie najgorszy był poród, a potem już tylko łatwiej. Były płacze w nocy, były kolki, ale to tak strasznie może wyglądać tylko w wyobraźni. Miałam też obawy, że tego jeszcze nie umie, a inne dziecko już tak. A nauczył się wszystkiego co jest odpowiednie dla jego wieku. Zachowaj spokój, bo wszystko będzie dobrze.
    pozdrawiam i z miłą chęcią obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten wspaniały wpis!!! Jesteś Kochana!!! Ja też nigdy nie trzymałam na rękach tak maluśkiego dziecka.... Co prawda mam młodszą siostrę, ale ona była bardzo ciężkim przypadkiem (i nadal jest), także na początku w ogóle jej nie tykałam, bo non stop płakała, pierwsze trzy miesiące prawie w ogóle nie spała itd... Może też dlatego moja wyobraźnia podsuwa mi te najgorsze scenariusze? No ale ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że warto wyobrazić sobie najgorszą możliwą opcję, ponieważ później każda inna opcja będzie tą lepszą, lżejszą, łatwiejszą ;) A te totalnie złe scenariusze praktycznie nigdy nie mają miejsca. Zawsze to jakieś pocieszenie! :) Bardzo mi miło że mnie obserwujesz :) Ja też chętnie zajrzę do Twojego blogowego świata :) Pozdrawiam cieplutko!!!

      Usuń