czwartek, 24 października 2013

(Nie)zły dzień.

Byłam u lekarza.
Szyjka w porządku, trochę "miękko" w środku, ale w porządku.
Co to znaczy że miękko? Ktoś mi wyjaśni?
No ale ważne że szyjka zamknięta i daleko.
Jeszcze się Synek na świat nie wybiera.
Ciśnienie w porządku, serduszko Małego w porządku.
Moja waga minus 1,5 kg od zeszłej wizyty. Ach, ta cukrzyca.
Zlecone badania, dużo badań.
M.in tsh, bo może to przez tarczycę się tak niewiarygodnie pocę.
A może po prostu przez hormony i nic się nie da zrobić... Trudno, życie.
Za dwa tygodnie znowu do gina, w międzyczasie badania, a za trzy tygodnie ktg.
Generalnie wizyta bardzo pozytywna, także jest dobrze.
"To będzie udany dzień" - pomyślałam.

Później zakupy.
SH - śpioszko - rompersy dla Syna, para leginsów i dresik dla Matki.
Dla Ojca nic, bo nie było. Przysięgam - nie było. A szukałam wytrwale.
Płyny i chusteczki do demakijażu, oraz bułki i wafelki dla męża (koniecznie!) w Biedronce.
W Rossmanie płyn do zmywarek, tonik, dezodorant i olejek.
Ulubiona wędlinka w mięsnym.
W sklepiku na ryneczku chlebek Marianowski, koncentrat i śmietana
(bo po drodze zapachniało pomidorówką i jakoś tak mi się znowu zachciało...). 
No i cholera jasna tak mało rzeczy, a jednak się uzbierało!!!

Torba typu 'wór zakupowy' ciężka jakbym w niej pół kamieniołomu nosiła.
Do tego torebka - ta większa, kremowa, bo w środku musi mieszkać glukometr, prowiant (jabłko + kanapka), woda mineralna, wielki portfel z wszystkimi kartami świata, karta ciąży, wyniki badań, ze cztery błyszczyki i inne pierdoły.
W małej by się nie zmieściło, no i ta lepiej pasowała do stroju, wiadomo.
Także oczywiście załadowana jak tragarz idę z jęzorem po kostki.
A w głowie straszne wyrzuty sumienia i myśli "Trzymaj się Maluchu, trzymaj się Maluchu".
Nie ma bata - nie będę się telepała autobusami - zamawiam taksówkę. Ma być maksymalnie za 5 min.
Mija 5 min...10 min...15 min... 20... NIC!
No to ja, głupia, obrażona na taksy, niecierpliwa baba wsiadam do autobusu.
Chwila nie minęła dzwoni taksa, że już jest.
"No to fajnie, ale mnie już nie ma, czekałam 20 minut...
Prędzej mi wyjdzie autobusem, dziękuję, do widzenia."

Jadę autobusem, przesiadam się na drugi. Drugiego nie ma.
I nie ma i nie ma i nie ma...
Siedzę na ławce, Maluch wygina się tak, że aż się prostuję.
Kręgosłup boli jak jasny pierun.
Podjeżdża autobus.
Jadę. Mam miejsce. Jest dobrze.
Jeden przystanek, drugi przystanek, trzeci, mój przystanek.
Wysiadam.
I jeszcze ten kawał trzeba przejść z tobołem...
Idę takim tempem, że chyba nawet ślimak by mnie wyprzedził.
No ale już blisko, już coraz bliżej, już moja uliczka.
Jeszcze tylko tym chodniczkiem do końca. Jest dobrze.
I wtedy PLASK.
Wchodzę w wielką, piękną, soczystą, aromatyczną psią KUPĘ.
Nożeszwmodręjeża...
Nienawidzę mieć brudnych butów, nienawidzę psich kup na chodnikach, nienawidzę nienawidzieć...
Mhm, na szczęście...
Szkoda tylko że zapomniałam wysłać lotka.
A mąż prosił, a mąż przypominał. Nożesz...
 
Ale już jestem w domu.
But wyczyszczony, obiad zjedzony, cukier zmierzony.
I teraz leżę i ręką ani nogą nie mogę ruszyć.
I tak będę leżeć. Do końca dnia! O!
Mały się rusza, kot obok zalega, a mi się oczka same zamykają bo w nocy źle spałam.
Nie ma innego wyjścia - ogłaszam drzemkę. Dobranoc!
"Nie budzić. W razie pożaru przenieść w bezpieczne miejsce" 


A jak Wam dzień minął???


19 komentarzy:

  1. Dziś też miałam wizytę ale u położnej :-) Dosłownie 5 minut mnie trzymała, a kolejna wizyta za 2 tygodnie. Standardowo pomiar ciśnienia, oddanie moczu, pomiar brzucha i słuchanie bicia serduszka :-) Ale to nie to samo co usg dlatego 16 listopada prywatnie do ginekologa :-) i mam nadzieje, że z tej mojej infekcji się wyleczę. :-)
    Współczuję bólu kręgosłupa, wiem co to znaczy po dłuższym spacerze boli jak cholera. Ja na szczęście przychodnie mam 5 minut od domu, także daleko chodzić nie muszę :-)
    Kupka na szczęście hehe, też ich nienawidzę. Tak samo jak nienawidzę bomby puszczanej z góry przez ptaszki :-) Kiedyś miałam taką przygodę i dostałam takim pociskiem na ramię, miałam takie szczęście, że tylko na ramię a nie np. na włosy, blee. Pozdrawiam i życzę zdrówka dla mamusi i dzidziusia :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś została skierowana przez swojego lekarza do położnej? :)
      No kręgosłup daje się we znaki, ale nie winię go za to - ma do tego prawo. Kruszynką nie jestem, a jeszcze Maluch i cała otaczająca go ekipa - także kręgosłup ma co dźwigać... No i pozycje snu też mocno dają mu w kość.
      Ja do przychodni mam kawałek drogi. Komunikacją miejską muszę jechać dwoma autobusami. A co najśmieszniejsze samochodem jest bardzo blisko, na pieszo też bardzo długo dawałam w ciąży radę, ale teraz to jest prawdziwa męczarnia, szczególnie gdy taksówka nie przyjedzie ;)
      Oooo co do atakujących ptaków to też miałam przygody. I słyszałam wiele przygód np. taką w której albatrosy z premedytacją atakowały dwie starsze panie na molo w Albeck :D
      My również pozdrawiamy :)

      Usuń
    2. Ja mieszkam w Anglii i wizyty mam tylko u położnej. I to położna kieruje mnie do ginekologa jak coś się dzieje :-) . No jest tu trochę inaczej. U angielskiego ginekologa byłam tylko raz w 20 tyg ciazy podajże. A tak całą ciążą opiekuje się położna. Dlatego chodzę prywatnie do polskiego ginekologa, bo dla mnie jedno usg w całej ciąży to zdecydowanie za mało.

      Usuń
    3. Achhh to wiele wyjaśnia! Sporo czytałam o porodach w innych krajach, także kojarzę jak to wygląda. No nie dziwię Ci się, że chodzisz prywatnie do ginekologa w Polsce. Najbardziej mnie denerwuje to, że w wielu krajach do 20 tygodnia nie uznają ciąży. Jak coś się dzieje niedobrego, to wszyscy rozkładają ręce i uznają że tak widocznie musi być. U nas w Polsce mamy z tym dobrze - nawet na początku ciąży jak coś się dzieje to zaraz jakieś leki na podtrzymanie ciąży i zalecenie leżenia! No ale cóż - to kontrowersyjny temat...

      Usuń
    4. nie w Polsce, a w polskiej prywatnej przychodni w Anglii chodzę do tego ginekologa :-P
      No tutaj tak jest właśnie, że nie uznają wczesnej ciąży i nic nie robią jak coś dzieje się złego. A najgorsze co usłyszałam to to, że położne namawiają młode dziewczyny na aborcje, dowiedziałam się o tym od pani tłumacz, która była ze mną na pierwszym spotkaniu i która opiekuje się takimi młodymi mamami. Po prostu mnie to przeraziło.

      Usuń
    5. Ooo, nie wiedziałam że są takie! Super!
      Oj, aborcja to bardzo drażliwy temat! Nie mieści mi się w głowie, że położna może namawiać do aborcji... Przerażające, faktycznie...

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Czyli nie byłam z tym sama :( Ale spokojnie, już jest nowy, miejmy nadzieję że lepszy dzień.

      Usuń
  3. szyjka miękka tzn. przygotowująca sie do porodu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle zdołałam się domyślić. Zastanawiam się tylko jak długo taka szyjka wytrzyma.... Kiedy mogę się spodziewać niespodziewanego. Teściowa wyjaśniła, że po prostu szyjka jest gotowa do skurczów, że może się otworzyć, wtedy mogą polecieć wody płodowe, czyli... muszę na siebie mooocno uważać :/

      Usuń
  4. Czy dzisiaj piątek 13? Bo jak czytam Twój wpis to tak się zastanawiam o.O A a propo autobusów wlaśnie :) Ja dzisiaj postanowiłam PIERWSZY RAZ, wybrać się SAMA Z WÓZKIEM, AUTOBUSEM do teściów (co zdziwiło: za dziecko się nie płaci, za wózek już tak :)) do miasta. 10 minut autobusem i 40 minut spacerkiem, a że pogoda ładna to można było :) A autobusy niskopodłogowe na wsi nic nie dają bo ż2by wsadzić wózek i tak trzeba cały wózek dźwigać o.O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to był mój odpowiednik piątku 13stego. Bo sam piątek 13stego zazwyczaj jest dla mnie przychylnym dniem. Tak samo przebieganie czarnego kota to nic złego. Ale no faktycznie - wczoraj coś było nie tak, coś wisiało w powietrzu. No czytałam o Twojej podróży, czytałam :) I też się zdziwiłam że za wózek się płaci!!! Na prawdę się płaci?! Przecież pamiętam że były zniesione opłaty za bagaż i przewóz zwierząt. A za wózek nie? HAŃBA!!! No ale mimo pewnych utrudnień w podróży dzień miałaś udany także o tyle dobrze!!! :)

      Usuń
  5. To ciężki dzień za Tobą, zdrowego by wymęczył a kupa by dobiła a co dopiero z dodatkowym ciężarem w brzuszku.

    A swoja drogą, kup nienawidzę zwłaszcza po zimie..przez to nie lubię psów !

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze zapomniałam dodać, że później dostało mi się ochrzan od męża, że dźwigałam, że on mówił żebym się nie przemęczała i że na własne życzenie teraz się źle czuje... Obroniłam się tym, że kupiłam tylko parę najważniejszych rzeczy - wędlinę musiałam, kosmetyki z Biedry musiałam bo bardzo rzadko bywamy w tym sklepie, w Rossmanie musiałam bo przykro mi ale w niedziele Rossman nie jest otwarty (a M. jest dyspozycyjny tylko w niedziele, bo praca)... Nagadałam pt. "Jakbyś ze mną jeździł tam gdzie potrzebuje to nie musiałabym dźwigać". Także naburmuszenie szybko mu przeszło.
      A co do kup - nienawidzę kup na chodnikach! No nienawidzę! A kupy po śniegu to faktycznie - najgorsza część wczesnej wiosny :/ Psy lubię, one nie są niczemu winne. Nie lubię głupich właścicieli... A jest ich wielu, oj wieeelu... Ale to temat rzeka ;)

      Usuń
  6. Ja też miałam kilka dni temu taki zły dzień, wszystko z rąk mi leciało, nic mi nie wychodziło :/
    A ta kupa...masakra, nawet nie masz pojęcia jak ja klnę gdy ptaki obsrają mi auto!! Mam ochotę powystrzelać to całe ptactwo latające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Echhh widzę że wszystkich dopadły złe dni - jednych wcześniej, drugich trochę później ale generalnie jakoś tak w krótkim przedziale czasu. Dziwne... A ta kupa... No muszę bardziej uważać na chodniki ;) Co do ptaków - u nas są dwa skubańce, które siedzą na kablu przed domem i robią na nasze auto. Mąż ma ochotę je wystrzelać, a ja się tylko z niego śmieje :D Zawsze musi stawać autem właśnie tam gdzie ptaki...

      Usuń
  7. Ta kupa to na szczęście pewnie była, choć nigdy nie rozumiałam jak wejście w psią kupę miało by komukolwiek szczęście przynieść :) I widzę że zmęczenie dotyka nie tylko mnie :) Fajnie że mnie odwiedzasz. Zmieniłam opcję komentowania na bez logowania więc powinno być dobrze , tak więc zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno na szczęście ;) Tylko właśnie szkoda że się to szczęście zmarnowało bo nie wysłałam lotka ;)
      Może chodzi o to, że nie codziennie wchodzi się w kupę...? Nie wiem, też tego nie rozumiem, tak się przyjęło i tyle :P
      Oooo, bardzo się cieszę ze zmian na Twoim blogu. Na pewno będę Cię często odwiedzać!

      Usuń
  8. Odpoczywaj, to teraz bardzo ważne :)

    Zapraszam do nas :
    http://oczekujemy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń